Wstyd to uczucie, które chroni człowieka przed uprzedmiotowieniem i wykorzystaniem przez innych. Skłania nas zwykle zarówno do ukrywania własnej nagości przed wzrokiem nieuprawnionym, jak i do zatajania takich informacji o nas samych, które ktoś mógłby chcieć niecnie wykorzystać.
Istnieje jednak jeszcze inne znaczenie tego słowa. Dotyczy toksycznej odmiany tego uczucia, które niszczy człowieka i boleśnie ogranicza jego rozwój. A pojęcie to pojawia się w kontekście psychoterapii.
Symboliczny sen
Pewien pacjent opowiada mi sen. Jest w bibliotece dziecięcej na jakimś spotkaniu. Po nim jednak trochę się guzdrał i nagle okazało się, że obsługa zdążyła wyjść i zamknąć budynek.
Mężczyzna poczuł wstyd i zakłopotanie, że okazał się tak roztargniony. Teraz będzie musiał do kogoś zadzwonić, zrobić komuś kłopot, aby móc wydostać się z budynku.
Najbardziej bolało go jednak w tym wszystkim to, że będzie musiał przyznać się do swojego roztargnienia. Ono wydało mu się wręcz kompromitujące. Był przekonany, że kiedy je ujawni, ktoś może źle go ocenić, źle o nim pomyśleć, wyśmiać go i odrzucić!
Przy analizie tego snu w gabinecie psychoterapeutycznym wracaliśmy do sytuacji, w których pacjent doświadczył w dzieciństwie jakiejś porażki. Coś mu nie wyszło, z czymś sobie nie poradził, a jego bliscy nie pomogli mu. Nie udzielili wsparcia i nie sprawili, aby pomimo potknięcia przestał siebie odrzucać. Aby znalazł sposób na pozytywne wyregulowanie swoich negatywnych emocji. Tak przynajmniej pisze o wstydzie Patricia A. De Young w książce „Terapia chronicznego wstydu”.
Wstyd w ujęciu psychoterapeutycznym
Według niej wstyd „to rozpad ja w relacji z rozregulowującym innym” (por. s. 48).
Sekwencja zdarzeń jest następująca. Dziecko zderza się z wymaganiem, z którym nie potrafi sobie poradzić. A przez to doświadcza emocjonalnego bólu porażki.
Sprawia to, że ma poczucie zawodu, rozczarowania sobą, złości na siebie, frustracji i smutku. Bardzo potrzebuje wtedy dorosłego (ojca, matki, wychowawcy), który potrafi z nim empatyzować. Pocieszy go, uruchomi pozytywną narrację, która wyprowadzi daną osobę z poczucia beznadziejności.
I wcale nie oznacza to zaprzeczania porażce. Takie zachowanie mogłoby prowadzić do wzmacniania tendencji narcystycznych albo do szukania winnego własnych niepowodzeń zawsze na zewnątrz.
Chodzi raczej o realistyczne towarzyszenie sfrustrowanemu dziecku, by potrafiło dźwignąć swoje potknięcie i wrócić do równowagi wewnętrznej.
Może to być np. komunikat: „nie martw się! Wprawdzie teraz ci nie wyszło, ale jak popracujesz nad sobą, dasz radę! Masz jeszcze czas na przekraczanie słabości! Wierzę, że ci się uda!”.
Taki komunikat pomaga rozdzielić konkretne zachowanie dziecka, które okazało się niewystarczające, od samooceny osoby, która nie powinna być negatywna.
Wtedy dziecko może skupić się na samym zachowaniu. Wyciągnąć wnioski ze swoich błędów i przebić się do nadziei, że w wyniku kolejnych prób i ćwiczeń, uzyska pozytywny efekt.
Pomijam tu przypadki, w których należałoby raczej sugerować zmianę konkurencji, w jakiej się występuje…
Rozregulowujący inny
Kiedy dziecko napotyka jednak na „rozregulowującego innego”, wtedy pozostaje samo ze swoją trudnością. Wtedy jakieś pojedynczy błąd albo zaniedbanie zaczyna powodować rozpad ja, bo powoduje negatywną samoocenę i narusza poczucie własnej wartości.
De-regulujący inny może działać na różne sposoby. Może pogłębiać samoudręczenie dziecka w obliczu porażki, np. krytykując go, odrzucając, wyśmiewając. I takie zranienia są najdotkliwsze, pozostawiają bowiem najgłębsze spustoszenie. Pozbawiają tarczy ochronnej przed różnorakimi przyszłymi porażkami, które w życiu każdego człowieka bywają nieuchronne.
Opiekun może jednak również pozostawać obojętny wobec porażki i cierpienia dziecka. I zamiast okazać wsparcie, może poprzestać na poziomie komunikatu, że sam musi sobie z tym poradzić: „Mamusia ci nie pomoże!”
Rozpad ja
Rozpad ja jest dotkliwy. Powoduje cierpienie związane z samobiczowaniem się i samoodrzuceniem, które trudno znieść.
Dziecko nie potrafi bowiem obiektywnie ocenić swojej porażki, choćby z perspektywy psychologii rozwojowej czy statystycznej (innym przecież też coś takiego się zdarza).
Ma natomiast poczucie totalnej kompromitacji i klęski. Ona staje się odtąd niejako częścią jego własnej tożsamości. „Jestem nieudacznikiem” – zaczyna o sobie myśleć i jest to bardzo ograniczająca rozwój myśl.
Bywa też, że jest to tak trudne do zniesienia, że taka osoba zaczyna izolować ten afekt, tłumić go i starać się od niego uciec jak najdalej.
Może wtedy zaprzeczać swojej porażce albo tworzyć sobie alternatywną narcystyczną tożsamość, w którą zaczyna uciekać, aby nie cierpieć z powodu własnych słabości.
Tak dokonuje się rozszczepienie. Sprawia, że ja zaczyna być podzielone, jak dwie strony jednego medalu. Jak dwie sprzeczności w jednym bycie, które trudno scalić i ze sobą pojednać.
Ratunek
Jedyny sposób na ratunek to nauczyć się wydobywać z toksycznego samoodrzucenia w przypadku porażki. Starać się konstruktywnie ją ocenić. Raczej jako potknięcie na drodze rozwoju, niż jako dyskwalifikujący blamaż, który całkowicie przekreśla daną osobę.
Istotna w tej wewnętrznej pracy jest umiejętność oddzielenia osoby od czynu. Toksyczny wstyd powoduje bowiem poznawczą deformację, która niejako zjednuje ocenę osoby z oceną jej czynu. „Ponieważ to zrobiłeś, jesteś beznadziejny” – zdaje się sączyć w myślenie ten jad, który dotkliwie zaburza obraz rzeczywistości.
W rzeczywistości żaden nawet najgorszy czyn nie jest w stanie całkowicie zdegradować osoby i pozbawić jej jakiejkolwiek wartości. Oto główne przesłanie zarówno dobrej nowiny o człowieku, jak również podstawa antropologii personalistycznej. Jej podstawę stanowi zaś akceptacja siebie.
Przynosi ona drogę wyzwolenia. Czyn można a nawet nieraz należy potępić, choć należałoby też uznać przy tym różne jego psychologiczne uwarunkowania. Uznanie, jednak, że mnie on nie przekreślił i że moja osoba to co coś więcej, może otworzyć mi drogę do przebaczenia sobie. Daje też możliwość odwołania się do tych wartości we mnie, które są niezbywalne dla każdej osoby ludzkiej. I to jest droga do przepracowania i pokonania chronicznego wstydu. A może się ona dokonywać zarówno w oparciu o osobistą pracę, jak i w gabinecie psychoterapeutycznym.