Seksualność – czym jest? Czy istnieje uzależnienie od pornografii? Czy masturbacja jest grzechem czy nałogiem? Czym jest cyberseks i jakie może mieć konsekwencje? Gdzie szukać pomocy, kiedy nasza seksualność wymyka się spod kontroli?
Kilka lat temu wybrałem się na wykład pewnego doktora, specjalisty od choroby alkoholowej. Referat miał dotyczyć seksoholizmu i innych uzależnień behawioralnych.
(rys. Maciej Rybicki)
Ogromna sala Collegium Maximum w Krakowie pękała w szwach. Pełno było ludzi młodych, z których – jak podejrzewam – wielu borykało się ze swoją seksualnością. Wykładowca natomiast przekonywał, że od kilkudziesięciu lat w psychologii jest moda na temat uzależnień, a dodatkowo jest ona podsycana przez szukające sensacji media. – Nie ma co się za bardzo przejmować seksoholizmem – twierdził prelegent. Uzasadniał przy tym, że jako specjalista wie, że nieleczone uzależnienie od alkoholu może prowadzić do śmierci. Nie zna natomiast statystyk, które mówiłyby o ludziach doprowadzonych do śmierci np. przez masturbację…
Między przesadą a bagatelizacją
Słuchałem tego z rosnącym zdziwieniem. A brak możliwości zadawania pytań i komentarzy z sali uniemożliwił jakąkolwiek dyskusję czy polemikę.
Oczywiście można zgodzić się, że media nieraz lubują się w poszukiwaniu sensacji. Zatem doszukiwanie się uzależnienia na każdym kroku (np. przy normalnym korzystaniu z Internetu), można więc uznać za przesadę. Jednak, kiedy z perspektywy gabinetu psychoterapeutycznego rozmawiam z osobami, dla których seksualność jest ogromnym problemem, trudno żartować na ten temat i go bagatelizować.
Zresztą sama medycyna i psychoterapia zatoczyła w tej sprawie wielkie koło.
Od patologii do normy
Jeszcze sto lat temu lekarze przestrzegali, że masturbacja może prowadzić do ślepoty. Straszenie takimi konsekwencjami dojrzewającą młodzież było wtedy powszechne.
W Kościele natomiast niejednokrotnie widziano w takiej praktyce przede wszystkim ciężki grzech. Natomiast okoliczności, w jakich ona występowała, nieraz uchodziły uwadze mniej wprawnych spowiedników. A przecież teologia moralna od wieków odróżniała grzech materialny (czyli sam konkretny uczynek) od grzechu formalnego (czyli tego, czy on jest świadomy i dobrowolny, czy jakoś uwarunkowany psychologicznie).
Rozeznanie obu wymiarów czynu było w Kościele niezmiennie postulowane. Wręcz konieczne, aby móc określić ciężar osobistej odpowiedzialności człowieka. Tak twierdzili wybitni moraliści (m.in. ich patron i doktor Kościoła, św. Alfons Maria Liguori). Wiedza ta jest nadal obowiązująca i powinna być zawsze stosowana.
Nawet Zygmunt Freud, twórca psychoanalizy, mimo że sile libido przypisywał wielką wagę, uważał, że seksualność powinna znajdować się pod zdrową kontrolą. Nałóg masturbacji uznawał zaś za objaw niedojrzałości, groźny dla zdrowia psychicznego. Z kolei jeden z jego następców, Otto Fenichel o uzależnieniu seksualnym pisał jako o „narkomanii bez narkotyków”.
Rewolucja seksualna
Dopiero badania biologa, Alfreda Kinseya z 1948 roku otworzyły drogę do zmiany perspektywy patrzenia. Zebrane w sposób tendencyjny i nierzetelny dane posłużyły autorowi do sformułowania wniosków, aby wyjąć seksualność z tradycyjnego jej rozumienia. Potem stały się bronią ideologiczną w walce o kulturową zgodę na to, by seksualność była obszarem swobodnego eksperymentowania.
„Skoro pewna liczba osób uprawia seks pozamałżeński, jest to normalne i trzeba skończyć z krytyczną oceną takich czynów” – głosili rzecznicy rewolucji seksualnej. I tak, jak rewolucja październikowa miała w założeniu wyzwolić chłopa i robotnika spod władzy kapitalisty, ta druga rewolucja miała dać człowiekowi wolność od zasad i ograniczeń moralnych.
Co ciekawe ich tezy mocno zakorzeniły się także w naszym języku. Skoro pojęcie „wolnej miłości” kojarzy się dziś wyzwoleniem od konwenansów. Jakby miłość małżeńska tylko z nich wynikała i miała być wolności pozbawiona…
Zresztą Kinsey tak się zafascynował przedmiotem swoich badań, że sam zaczął z nim eksperymentować w osobistym życiu. To też w pewien sposób uzasadnia jego nachylenie ideologiczne.
Od showbusinesu do seksbusinesu
W kolejnych dziesięcioleciach dalej przełamywano seksualne tabu. I coś, co wcześniej w sposób oczywisty było oceniane jako szkodliwe, pokątne, mroczne i nielegalne, stawało się powszechnie dostępne. A nieraz i propagowane jako przejaw osobistej wolności obywatelskiej.
Tu z kolei swoje „zasługi” dołączył skandalista Larry Flynt. Kultura popularna też się do tego przyczyniała. Przesuwała bowiem granice wstydliwości aż do swoistego ekstremum, jakie stanowi pornografia, w której chodzi już tylko o wywoływanie podniecenia.
W warunkach polskich jeszcze trzydzieści lat temu, żeby dotrzeć do gazetki pornograficznej, trzeba było mieć wujka marynarza albo kierowcę jeżdżącego na trasach międzynarodowych. Od lat 90. XX wieku konieczne było już tylko przełamać wstyd i badawcze spojrzenie kioskarki. Dziś wystarczy włączyć komputer albo dekoder telewizji kablowej…
I choć istnieją próby ograniczania dostępności do takiego „towaru”, to jednak jest to wielce nieskuteczne.
A jakie mogą być konsekwencje społeczne takiej dostępności?
Między grzechem a zaburzeniem
Dla młodego człowieka w okresie dojrzewania seksualność jest w sposób naturalny interesująca. Łatwo jednak w tym wieku ulec również pokusie poszukiwania zaspokojenia niezdrowej ciekawości. Początkowo bywa to osobisty wybór, szybko jednak może przerodzić się w uzależnienie.
Wprawdzie ani europejskie, ani amerykańskie klasyfikacje zaburzeń psychicznych nie znają jednostki chorobowej takiej jak: „uzależnienia od pornografii”, niemniej można ją z powodzeniem zaliczyć do zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych albo uzależnień behawioralnych.
W pierwszym przypadku obsesje dotyczą powracających w sposób nachalny wyobrażeń o charakterze seksualnym. Z kolei kompulsje to powtarzane czynności, od których trudno się uwolnić (np. wewnętrzny przymus masturbacji i/lub systematycznego oglądania pornografii).
Psychologowie, którzy badają ten obszar kliniczny, zauważają, że na takie uwikłanie najbardziej podatne są osoby, którym w domu rodzinnym brakowało ciepła, bliskości i żywej więzi uczuciowej. Tak np. zaczyna się masturbacja wczesnodziecięca.
I do dziś pamiętam wykład profesora medycyny Henri Joyeux, w którym wspominał, jak zalęknionym rodzicom, którzy zaobserwowali taką przypadłość u swojego kilkuletniego dziecka, zamiast jakichś skomplikowanych leków „zapisał”… piętnaście minut łaskotek z dzieckiem przed snem i… problem ustąpił.
Taka prosta recepta nie wystarczy jednak, kiedy sprawa dotyczy nastolatka. W okresie dojrzewania może on bowiem przeżywać jakiś rodzaj pustki emocjonalnej w zimnym niemal od zawsze domu. Wtedy budzący się w swoich funkcjach seksualnych organizm, może stanowić bodziec do poszukiwania pocieszenia i jakiegoś zapewnienia sobie brakującego komfortu psychicznego.
W ten sposób seksualność zostaje wyizolowana i staje się jedynie miejscem poszukiwania ekscytujących doznań w samotności. A przecież ma ona być miejscem nawiązywania relacji z osobami płci przeciwnej, a z czasem ma to prowadzić do związku małżeńskiego i założenia rodziny.
Pokusa pornografii
Naprzeciw takim właśnie młodzieńczym poszukiwaniom wychodzi pornografia. Piękno ludzkiego ciała, „stworzonego do miłości” – jak pisał o. Daniel Ange – zamienia ona na funkcjonalny obiekt, który ma służyć jedynie wywoływaniu podniecenia. W ten sposób seksualność, która ze swojej natury jest relacyjna i prokreacyjna, staje się towarem. Zwykłą używką, dającą chwilowe rozładowanie napięcia.
Nie daje natomiast długofalowego zaspokojenia. Nie wyzwala bowiem od podstawowego problemu, jakim jest samotność, niskie poczucie własnej wartości i rosnąca wewnętrzna izolacja.
Co więcej, im bardziej młody człowiek wchodzi w świat takich doznań, tym bardziej odsuwają go one od realnego świata życiowych wyzwań i relacji. Po seansie porno trudniej bowiem w kobiecie dostrzec osobę z jej niezwykle bogatym światem uczuciowym, wartościami i pragnieniami, a nie jedynie potencjalną usługodawczynię.
Z kolei bez uczenia się kobiecości w relacjach międzyoosobowych mężczyzna karleje. Staje się nudny i jednowymiarowy. W dodatku wartościowe kobiety będą od niego stronić. To znowu będzie pogłębiać jego samotność. Jaką trudnością jest wtedy zwykła rozmowa, nawiązywanie relacji, która miałaby prowadzić do budowania więzi!
Jednym z istotnych mechanizmów prowadzących do pogłębiania uzależnienia jest konieczność zwiększania dawek, aby efekt był podobny jak na początku.
Tak jest np. z alkoholem i narkotykami, do których organizm z czasem się przyzwyczaja. Różnorakie bodźce seksualne, jeśli zostają wyjęte z naturalnego kontekstu międzyosobowej relacji miłości, z czasem też tracą swoją ekscytującą moc. Wtedy rodzi się potrzeba zwiększania siły oddziaływania. To zwykle przesuwa taką osobę w kierunku coraz większej perwersji. Na tym właśnie mechanizmie żerują producenci pornografii, a rewolucja seksualna, która miała wyzwalać człowieka od krępujących go zasad moralnych, uczyniła go zniewolonym konsumentem specyficznego produktu.
W stronę cyberseksu…
Na tym jednak nie zawsze wszystko się kończy. Rozbudzona w sposób niezdrowy seksualność może inspirować do dalszych poszukiwań, bardziej zbliżonych do realu niż oglądanie na monitorze cudzych wyczynów seksualnych. I tu z wątpliwą pomocą przechodzą nowe technologie…
Przed stu laty, by skorzystać z płatnego seksu, trzeba było przekroczyć naturalną wstydliwość i ujawnić się ze swoimi potrzebami. A ponadto zgodzić się na niemały wydatek. Dziś istnieje możliwość anonimowych kontaktów seksualnych przez Internet i to stanowi nieraz kolejną pokusę.
Wizja takich spotkań może wabić poczuciem, że robi się jakiś krok ku realności, ale jest to realność zdegradowana. Pozbawiona głębszej uczuciowości, ofiarności i gotowości do zachwytu, które towarzyszą miłości.
Odsłania to podstawowy mechanizm, że coś, co przynosi zbyt łatwe zaspokojenie, w dłuższej perspektywie nie jest szanowane. A już w żadnym wypadku nie może być tworzywem więzi.
W ten sposób rozpędza się błędne koło uzależnienia. Im bardziej seksualność poszukuje tego typu doznań, tym mniej jest zaspokojenia. A i dalsza jest droga do zbudowania więzi miłości z drugim człowiekiem. A niej jedynie można osiągnąć zaspokojenie, zarówno fizyczne, jak i emocjonalne, i duchowe.
Dodatkowo do tego wszystkiego dochodzi jeszcze poczucie winy. Człowiek bowiem, który podlega różnym przymusowym zachowaniom, z czasem traci szacunek do siebie samego. Może nawet przeżywać związane z tym depresyjne stany. To, co się z nim dzieje w tym wymiarze, staje się jego mroczną tajemnicą, której się wstydzi i ona jeszcze bardziej zamyka go w wewnętrznej izolacji. I nawet jeśli z czasem uda się takiej osobie wejść w związek w realności, o tajemnicę tę będzie się nadal potykał.
Poszukiwanie coraz to nowych bodźców niektóre osoby może prowadzić nawet do nadużyć seksualnych. Jest to już związane z wejściem na drogę przestępczą.
Drogi do wolności
Czy z tej pułapki jest jakieś wyjście? Jestem przekonany, że tak! A pewność tę czerpię nie tylko z teorii, ale także z moich doświadczeń w gabinecie psychoterapeutycznym.
Niemniej to, czy w konkretnym wypadku wystarczy mocne postanowienie, czy też będzie potrzebna fachowa pomoc duchowa i psychologiczna, zależy od stopnia i okresu uwikłania.
W przypadku incydentalnych rozwojowych trudności w okresie dojrzewania może wystarczyć otwarcie na atrakcyjne życiowe wyzwania. A ponadto jakaś forma ascezy w postaci pracy nad własną wyobraźnią i unikania bezczynności oraz nadmiaru bodźców erotycznych.
Żeby było jasne: nie chodzi tu wcale o reagowanie lękiem na każdy przejaw nagości. Ale o spokojną świadomość, że żyję tym, czym się karmię i chcę za to brać odpowiedzialność.
Czasem w pracy nad tą sferą może pomóc także stały spowiednik czy kierownik duchowy. Jeśli jednak sprawa dotyczy osoby, która ma głębsze trudności psychologiczne a uzależnienie seksualne jest tylko jednym z ich objawów, może być potrzebna bardziej kompetentna pomoc, w większym wymiarze czasowym: np. psychoterapia.
Oprócz tego w większych miastach działają grupy samopomocowe Anonimowych Seksoholików. One w pierwszym rzędzie wyzwalają z izolacji i dają wsparcie w pracy wewnętrznej. A następnie z pomocą metody dwunastu kroków pomagają zrozumieć mechanizmy powstawania nałogu. Uczą także radzenia sobie w sytuacjach stresowych, tak aby seksualność przestała być miejscem ich odreagowywania. Może to stanowić pomoc dla osób, które nie radzą sobie z nałogiem. A nieraz korzystne jest też połączenie takiego wsparcia z terapią indywidualną.
Patron walki o czystość
Z historii znamy wiele postaci, którym udało się wyzwolić z uzależnienia seksualnego.
Patronem osób, które zmagają się z podobnymi problemami może być z pewnością św. Augustyn. Zanim został chrześcijaninem i biskupem przez wiele lat zmagał się ze swoją pożądliwością.
Pisał o tym w swoich „Wyznaniach”. „Ja zaś, nieszczęsny młodzieniec, nieszczęsny już u samego progu młodości, prosiłem Ciebie o czystość mówiąc: „Daj mi czystość i powściągliwość, lecz nie zaraz!” Bałem się bowiem, że mnie prędko wysłuchasz i uleczysz z choroby pożądliwości, którą wolałem raczej zaspokoić niż ugasić” (VIII, VII, 17).
Przez piętnaście lat żył w konkubinacie z kobietą niższego stanu. Miał z nią nawet syna, a potem odprawił ją, aby móc się ożenić z kobietą równą sobie stanem. W oczekiwaniu na pełnoletniość kandydatki na żonę znowu uwikłał się w przelotny romans. Zresztą jego wyobrażenia o małżeństwie, też były wtedy niedojrzałe.
Wyzwolenie
Z czasem zaczęło mu ciążyć rozwiązłe życie i zaczął toczyć wewnętrzną walkę. „Jakże długo będzie to „jutro, jutro”? Czemu nie zaraz? Dlaczego nie w tej godzinie skończy się moja hańba?” (VII, XII, 28) – zapytywał siebie wzburzony.
Wtedy z pobliskiego domu usłyszał głos: „Bierz i czytaj!” A jego wzrok padł na fragment Listu do Rzymian. Tam przeczytał słowa: „Nie w ucztach i pijatykach, nie w łożach i niewstydliwościach, nie w zwadzie i zazdrości, ale się obleczcie w Pana Jezusa Chrystusa, a starania o ciało nie czyńcie w pożądliwościach” (13, 13-14).
Wtedy przeżył duchowy wstrząs. I jak sam wspomina: „Natychmiast po przeczytaniu tych słów jakby światło pewności rozbłysło w sercu moim i pierzchły wszystkie ciemności zwątpienia”. Zaraz potem dodaje: „Nawróciłeś mnie ku sobie do tego stopnia, iż nie szukałem już żony ani żadnej nadziei tego świata, stojąc na tej podwalinie wiary” (VIII, XII, 30).
I jak wcześniej myślał o małżeństwie przede wszystkim jako o miejscu, w którym korzystanie z seksualności jest dozwolone. Teraz przygotowując się do chrztu myślał już tylko o celibacie. W tym wyborze poczuł się wreszcie wolnym. Co oczywiście nie musi być jedynym możliwym dojrzałym wariantem.
„La Salette”, nr 1/2018, s. 24-27