Poproszono mnie o wypowiedź do lipcowego numeru kwartalnika „Homo Dei” na temat „Kliniki małżeńskiej”, z którą współpracowałem.
Poniżej fragment tego tekstu…
Małżeństwo w kryzysie
„Rok temu GUS podał, że w naszym kraju po niewielkim wahnięciu ilość rozwodów nadal rośnie. W 2017 roku liczba ta wzrosła o 3% w stosunku do roku poprzedniego. Na 193 tys. zawartych małżeństw, rozpadło się 65 tys., a więc ponad 1/3.
Rozwody w mieście są dwukrotnie częstsze niż na wsi. Może wynikać to stąd, że wiejskie środowiska są bardziej jednorodne kulturowo, a przy tym częściej niż w miastach wyznają tradycyjne wartości. Ta ostatnia zależność jest również widoczna w tych miastach, w których notuje się wyższy stopień religijności niż w innych regionach.
Z badań wynika także, że rozpad związków najczęściej dokonuje się między 5 i 9 rokiem po ślubie. Istnieje też druga fala kryzysów, po ok. 20 latach małżeństwa, kiedy dzieci są już w miarę odchowane. Bywa, że właśnie wtedy mąż np. odchodzi do młodszej partnerki.
W 2/3 przypadkach wniosek o rozwód składa żona, chodź widać też zwiększającą się powoli aktywność mężczyzn w tej dziedzinie.
Jako powód rozpadu małżeństwa najczęściej podaje się „niezgodność charakterów”. To 25% przyczyn rozejścia się, jakie deklarują małżonkowie. W 6% rozwód następuje po zdradzie. W mniejszej liczbie jako przyczyny wymienia się nadużywanie alkoholu, dłuższą nieobecność np. z powodów zarobkowych, a także konflikty na tle finansowym.
Czym jest „niezgodność charakterów”?
Najczęściej podawana przyczyna rozpadu małżeństwa wydaje się jedynie pewnym sloganem, którym ogólnikowo próbuje się przykryć dużo głębsze przyczyny. W końcu każde małżeństwo łączy dwoje zupełnie różnych ludzi, zwykle o odmiennych charakterach. Różnice te w wielu przypadkach nie tylko nie prowadzą do rozpadu związku, ale wręcz przeciwnie – stanowią jego dodatkowe spoiwo. W myśl zasady, że różnice się przyciągają.
W końcu przecież takim właśnie magnesem jest zróżnicowanie płciowe, które zakłada zarówno różnice osobowościowe, jak i emocjonalne. Problem tkwi zatem nie w tym, że małżonkowie się różnią, ale w tym, że nie zawsze potrafią godzić te różnice i budować jedność pomimo odmienności.
Wymaga to przede wszystkim umiejętności interpersonalnych i komunikacyjnych, a to jest coś, czego nie można nauczyć się na weekendowym kursie przedmałżeńskim. Te umiejętności można nabyć tylko w rodzinie. Ale takiej, gdzie rodzice potrafią ze sobą rozmawiać, a dzieci są słuchane i od najmłodszych lat akceptowane w swojej autonomii i odrębności. Brak takich fundamentalnych postaw utrudnia potem stabilne wchodzenie w relacje z innymi. Również praca nad konsensusem w związku w kontekście różnych wspólnych życiowych wyzwań jest wtedy utrudniona.
Różnorakie trudności w rodzinie pochodzenia wpływają zatem na to, jak dana osoba buduje relacje rodzinne i małżeńskie. Kiedy brakuje własnych zasobów do przekraczania tego typu przeszkód, najlepszym sposobem pomocy małżonkom bywa psychoterapia. Czasem w parze, a czasem osobno”.
Po resztę odsyłam do kwartalnika.