Rutyna w małżeństwie – gwarancja spokoju, czy początek kryzysu? Czy 20 lat po ślubie małżonkowie mogą być jeszcze ze sobą szczęśliwi? Jak pracować nad dojrzałym związkiem?
Z dr. Cezarym Sękalskim, psychoterapeutą i autorem książek z zakresu duchowości rozmawia Marcin Konik-Korn.
(rys. Maciej Rybicki)
Czy szalejący za sobą 40-latkowie to jedynie obraz filmowy, czy całkiem zwyczajna sytuacja w małżeństwie?
Jeśli są takie obrazy filmowe, to raczej rzadkie. Kino woli opisywać małżeńskie kryzysy (patrz: „Sprawa Kramerów” z Maryl Streep i Dustinem Hofmanem), albo ich przezwyciężanie (np. „Dwoje do poprawki” znowu z Maryl Streep i Tommym Lea Johnsem). Kiedy smok jest zabity a księżniczka uratowana i poślubiona, następuje etap opowieści „żyli długo i szczęśliwie”. Wtedy pojawia się rutyna w małżeństwie. Na ekranie kojarzy się on niestety z nudą…
W życiu natomiast, aby małżonkowie po czterdziestce „za sobą szaleli”, muszą być spełnione pewne warunki.
Zacząłbym jednak od tego, że określenie „szaleć za sobą” kojarzy się raczej z zakochaniem i początkami związku. Wtedy namiętność najbardziej intensywnie dochodzi do głosu. Również rośnie zainteresowanie erotyczne i wyzwala w relacji silne pozytywne emocje. Tym jednak, co decyduje o stabilności i trwałości związku, jest intymność. Oznacza ona dostęp do tego, co najgłębsze i najbardziej skryte w sercu współmałżonka. Stabilność buduje także zaangażowanie. Nie znaczy to jednak, że małżonkowie są jedynie skazani na wspomnienia o starych, dobrych czasach, kiedy spontanicznie i naturalnie byli zdolni do emocjonalnych wzlotów…
Czy związek małżeński, który okrzepł i dojrzał po latach wspólnego życia może być nadal przeżywany żywo i spontanicznie?
Powinien być tak przeżywany, jeśli małżonkowie poważnie traktują przyrzeczenie, jakie sobie wzajemnie złożyli przed ołtarzem. Wymaga to jednak wielkiej wzajemnej uważności i aktywności, a przede wszystkim unikania rutyny, która zwykle zagraża małżeństwom na tym etapie wspólnego życia.
Małżonkowie po czterdziestce zwykle są ustabilizowani zawodowo. Mają dzieci, które też już coraz bardziej zaczynają żyć swoim życiem. Praca i wychowanie pochłania znaczną część czasu i energii. Sprawia to nieraz, że mają oni poczucie, że w ich życiu wszystko stało się aż nazbyt przewidywalne i oczywiste. Rutyna w małżeństwie staje się pierwszoplanowa. Ta konstatacja z kolei może prowadzić do wniosku, że już nic więcej nie trzeba robić, bo wszystko i tak biegnie swoim zawsze stabilnym i utartym torem.
Na ile rutyna w małżeństwie związana jest z charakterem męża i żony?
Kwestie charakterologiczne i temperamentalne mają tu oczywiście swoje znaczenie. Inaczej ten etap mogą przeżywać osoby żywe i kreatywne. Nieco odmiennie takie, dla których powtarzalność i przewidywalność jest podstawą poczucia bezpieczeństwa. Rutyna w małżeństwie karmi się jednak przekonaniem, że skoro żyjemy ze sobą tyle lat i znamy się niemal od podszewki, już niczym nie potrafimy się zaskoczyć. I to jest z pewnością najbardziej niebezpieczne, bo tak z pewnością nie jest!
Związek dwóch osób nie wyczerpuje swoich zasobów w codziennych rytuałach, kiedy sobie nawzajem służymy, np. podając posiłki czy też piorąc i prasując. To co najważniejsze, to nieustanne towarzyszenie sobie nawzajem w rozwoju. Dzielenie się swoim życiem, a także odkrywanie, że ktoś, z kim zamieszkaliśmy kilkanaście lat temu, ciągle posiada swój fascynujący wewnętrzny świat! Poznawanie go może być nieustannie ekscytujące. Aby to jednak odkryć i dać się porwać temu „szaleństwu”, potrzeba przede wszystkim ofiarowania sobie czasu na rozmowę, na bycie tylko ze sobą i na pogłębianie intymności.
Są takie pary?
Znam wiele małżeństw, które na tym etapie odnajdują własne sposoby wychodzenia ku sobie i ponownego odkrywania siebie nawzajem. Dla niektórych jest to comiesięczne wyjście do restauracji albo do kina. A potem uroczysta kolacja, podczas której małżonkowie mają czas tylko dla siebie. Niektórzy oprócz tego raz za czas wyjeżdżają tylko we dwoje na cały weekend.
Wiele małżeństw wygospodarowuje sobie też specjalny czas na dialog małżeński, podczas którego mogą porozmawiać o swoich najważniejszych sprawach.
Kiedy o tym mówię czasem małżonkom, niekiedy spotykam się ze zdziwieniem. „Jak to specjalny czas na dialog małżeński! Przecież my codziennie ze sobą rozmawiamy?!” – Tak – odpowiadam – ale często rozmowy te dotyczą tylko spraw bieżących i praktycznych. Typu: „Kto odwozi dzieci? Kto robi zakupy? Kto pojedzie umyć samochód?” A kiedy Państwo zadali współmałżonkowi pytanie: „Co dla Ciebie było najważniejsze w ciągu ostatniego miesiąca? Czy jest Ci ze mną dobrze? Czego byś chciała w najbliższym czasie ode mnie? Czy jest coś, czym mógłbym Cię uszczęśliwić?”
Dla wielu takie pytania po kilkunastu latach od ślubu mogą wydawać się „szaleństwem”. Rutyna w małżeństwie je blokuje. Warto spróbować ją przekroczyć i zobaczyć, co się może wtedy zacząć dziać…
Małżeństwa pierwszą połowę życia często poświęcają budowie domu i wychowaniu dzieci. Czy to dobrze, że skupiają się tylko na tym?
Tego typu zaangażowanie jest oczywiste. Trzeba zadbać o całą bazę materialną wspólnego życia. A jeśli jest ona naprawdę dziełem wspólnym, dom, umeblowanie, styl wspólnego funkcjonowania staje się także duchowym wyrazem porozumienia i wzajemnej miłości. Nieraz mówi się tu o „spójni małżeńskiej” na określenie takich rzeczywistości, które w małżeństwie są wspólnym dziełem zbudowanym na zasadzie osiągniętego konsensusu. Charakterystyczne dla nich jest to, że zaczynają w małżeństwie żyć swoim życiem. Stają się siedliskiem pozytywnych uczuć, wzajemnej wdzięczności za dar wspólnego zaangażowania. Gorzej jest, jeśli stają się miejscem rywalizacji, przeciągania liny, wypominania sobie, kto i kiedy dał więcej.
Dzieci i ich wychowanie staje się również wyrazem małżeńskiej jedni, chyba nawet najcenniejszym.
Niemniej najważniejsze jest to, co małżonkowie sobie potrafią ofiarować w głębokiej intymnej relacji wzajemnej bliskości i miłości. Zagrożeniem dla tej podstawowej wartości może być rutyna w małżeństwie i pogoń za tym, co tylko zewnętrzne. Trzeba nieustannie dbać o to, aby żadnym swoim postępowaniem nie naruszać duchowej równowagi związku.
„Niedziela Małopolska”, 7 (436), 15 lutego 2015, s. VI.