Duchowość małżeńska to temat, który coraz częściej pojawia się w dyskursie społecznym. Czy można jej ślady zaleźć w balladzie „Pani Twardowska” Adama Mickiewicza? 28 lipca 2019 mogłem sobie przypomnieć ten utwór podczas występu kończącego 20. edycję krakowskiego festiwalu tańca.
Balet Cracovia Danza zaprezentował wtedy spektakl Pan Twardowski. Ale bajka! do muzyki Stanisława Moniuszki. A jego podstawę stanowiła właśnie wspomniana ballada.
(“Pan Twardowski. Ale bajka!” fot. T.Korczyński, zdjęcie ze strony spektaklu).
Między anegdotą a duchowym przesłaniem
Chyba większość z nas przerabiała ją w szkole. I również i mnie dotąd wydawało się, że doskonale rozumiem tę prostą i zabawną historyjkę. Teraz jednak za sprawą tancerzy zupełnie inaczej odczytałem jej przesłanie. A nawet dostrzegłem jej drugie dno czy też – nie zawaham się użyć tego określenia – duchową głębię.
Wcześniej bowiem koncentrowałem się na barwnej warstwie anegdotycznej tej przypowieści. A więc jako dziecko karmiłem się raczej mlekiem… Dodatkowo potęgowała to rycina zamieszczona obok ballady w opasłym wydaniu „Dzieł” Mickiewicza mojego taty.
Pani Twardowska została tam przedstawiona jako brzydka i złośliwa jędza. Łatwiej było zatem zrozumieć, dlaczego diabeł cofa się przed zadaniem wspólnego z nią zamieszkania.
W trakcie spektaklu uświadomiłem sobie jednak, że nie taki był zamysł wieszcza, ale dużo głębszy. To duchowość małżeńska może być uznana za główny jej przekaz.
Streszczenie legendy
Dla przypomnienia krótkie repetytorium samej fabuły. Oto mistrz magii i alchemii Jan Twardowski odnosi porażki na polu zawodowym i wpada w tarapaty finansowe. To akurat nie jest w balladzie szczegółowo opisane, ale zostało to pięknie odegrane podczas spektaklu.
Z pomocą przychodzi mu Mefistofeles, który w zamian za podpisanie cyrografu zobowiązującego go do oddania duszy oferuje alchemikowi magiczną moc.
Odtąd Twardowski święci tryumfy. A podpisany przez niego dokument nie wydaje mu się straszny, bo jego wykonanie uzależnił od swojej obecności w Rzymie, gdzie wcale się nie wybierał. Diabeł jednak okazał się bardziej przebiegły niż się wydawało. Pojawił się przed szlachcicem i zażądał spłaty długu, kiedy ten przypadkowo zawitał do karczmy „Rzym”.
Twardowski próbuje wybronić się od piekła. Odwołuje się do zapisu “małym druczkiem”. A stało tam, że aby diabeł mógł wykonać wyrok, musi spełnić trzy życzenia szlachcica.
Pierwsze to ożywienie konia z godła karczmy, ukręcenie bicza z piasku oraz wybudowanie stajni z maku. Zadanie, wydawałoby się niewykonalne, ale nic to dla specjalisty od magicznych sztuczek.
Drugie wyzwanie to skąpanie się w wodzie święconej. I tę próbę mimo jej niedogodności przechodzi Mefistofeles. Potrafi on bowiem przekręcać znaczenie także pewnych religijnych rytuałów, zwłaszcza jeśli są stosowane płytko i powierzchownie.
Najsilniejszy egzorcyzm
Ostatniej próby nie jest jednak w stanie przejść. Jest nią rok zamieszkania z Panią Twardowską. Chodzi bowiem nie tylko o zwykłą obecność i usługiwanie jej, ale o “miłość, szacunek / i posłuszeństwo bez granic”. Czyli o to, co mieści się w przysiędze małżeńskiej, na której oparta jest duchowość małżeńska.
Krakowski alchemik wie, że dla diabła duchowy związek z kobietą oparty na miłości, szacunku i posłuszeństwie jest niewykonalny. Wszak te trzy wartości są odwrotnością nienawiści do rodzaju ludzkiego, manipulacji i skrajnej pychy oraz egoizmu, które cechują ojca kłamstwa. A jak mówią scholastycy: tego typu sprzeczności nie mogą pomieścić się w jednym bycie.
Oto dlaczego reakcja Mefistofelesa jest jednoznaczna: „Diabeł do niego pół ucha, / Pół oka zwrócił do samki, / Niby patrzy, niby słucha, / Tymczasem już blisko klamki. // Gdy mu Twardowski dokucza, / Od drzwi, od okien odpycha, / Czmychnąwszy dziurką od klucza, / Dotąd jak czmycha, tak czmycha”.
Mickiewicz pokazuje zatem małżeństwo jako najsilniejszy egzorcyzm. To dlatego tytułową postacią ballady nie jest pan ale pani Twardowska. Dbałość o miłość, szacunek i dobrze rozumiane posłuszeństwo w małżeństwie z czasem jest w stanie wypędzić wszystkie złe duchy! I to nie tylko te, które przychodzą do nas z zewnątrz, ale zwłaszcza te, które próbują zadomawiać się w naszych różnorakich egoistycznych skłonnościach.
(fot. cs)