Tracona szansa, czy zapowiedź wiosny?

fot. cs
Cezary Sękalski
Niedawno przeglądając stare rodzinne dokumenty znalazłem niewielką karteczkę. Była opatrzona pieczęcią parafii i podpisem księdza. Powyżej maszynowym pismem (przez kalkę) widniała informacja, że ukończyłem parafialne przygotowanie do małżeństwa. Takie zaświadczenie otrzymywali po ukończeniu edukacji licealnej wszyscy, którzy uczęszczali na katechezę przy mojej parafii. Był to jeden z magnesów, który sprawiał, że na lekcje religii (jak to się wtedy nazywało) w ogóle chodziliśmy.
Przygotowanie do małżeństwa lat 80. XX wieku
Z samych katechez niewiele pamiętam. Przekomarzanie się księdza z jednym z moich kolegów, który zawzięcie twierdził, że do małżeństwa już jest gotowy. A katecheta dopytywał żartobliwie, czy ma… „żenidło”?… I jedną kartkówkę. Jako uzasadnienie sensu małżeństwa rezolutnie zacytowałem w niej zasłyszane gdzieś porzekadło, że „nieszczęście pół-szczęściem bywa razem z żoną, a radość z nią dzielona nawet podwojoną…”. Potem dziwiłem się, że za moją wybitną – jak mi się wtedy wydawało – elokwencję otrzymałem jedynie ocenę dostateczną…
Dziś mogę jedynie domniemywać, że skoro na kartkówce padło takie pytanie, to pewnie ksiądz podawał wcześniej jakieś teologiczne uzasadnienie sensu i celu małżeństwa. Mnie to jednak jakoś umknęło…
Nietrudno się domyśleć, że mój stosunek do tych lekcji nie był zadowalający. Warunki zewnętrzne też nie były najlepsze. Zajęcia odbywały się w dużej sali. Mieściła ona dobrze ponad setkę uczniów ze wszystkich równoległych klas licealnych. A nawet i z innych szkół średnich naszego miasteczka! I już samo to wystarczało, żeby dziś nic nie móc powiedzieć tak o ówczesnym poziomie nauczania, jak i o jego zawartości merytorycznej.
Kiedy potem po latach wpadł mi w ręce mój zeszyt od religii, zdziwiłem się. Ksiądz dyktował nam bowiem sensowne notatki o historii Kościoła (wymieniał ojców łacińskich i greckich) albo o II Soborze Watykańskim. Ale mogłem to dopiero docenić z perspektywy moich późniejszych studiów teologicznych. Samych treści głoszonych na szkolnej katechezie niemal w ogóle nie pamiętam. Moja uwaga była bowiem wtedy zaprzątnięta zupełnie czymś innym.
Trudno więc się dziwić, że zaświadczenie o przebytym kursie przedmałżeńskim zupełnie nie odwzorowywało tego, czy moje przygotowanie do małżeństwa jest wystarczające, kiedy w wieku 19 lat kończyłem liceum.
Edukacja szkolna i praktyczna
Więcej pamiętam z lekcji przygotowania do życia w rodzinie. A odbywały się one w ramach szkolnych lekcji wychowawczych. Z jednej strony pewnie dlatego, że w klasie, która mieści dwadzieścia kilka osób, inaczej słucha się przekazu płynącego od katedry. A z drugiej publiczne czytanie „Sztuki kochania” Michaliny Wisłockiej było wystarczającym magnesem, aby przyciągnąć i skupić rozbieganą uwagę nastolatków. Nawet jeśli do lektury nie były wybierane te najbardziej pikantne fragmenty! Czytaliśmy bowiem te, które mogły kształtować w miarę realistyczne patrzenie na związek kobiety i mężczyzny, z jego wymaganiami dojrzałości.
Być może pouczającą lekcją były również dwa obyczajowe skandale, które wstrząsnęły naszą małą społecznością. Pierwszy to zajście w ciążę mojej koleżanki z siódmej klasy szkoły podstawowej. Jej ślub z szesnastoletnim ojcem dziecka wywoływał żywe komentarze.
Dobrze zapowiadająca się uczennica nagle musiała przerwać edukację i pójść do pracy. A tym samym podjąć wszystkie obowiązki dorosłego życia. A jej widok stał się z pewnością ważnym ostrzeżeniem przed zbyt szybkim korzystaniem z praw ludzi dorosłych. Cena za to wydawała się bardzo wysoka.
Drugi skandal o podobnym charakterze miał miejsce w drugiej klasie liceum. Tu znowu „pierwszy raz” okazał się brzemienny w skutkach. Mimo że jak głosiła szeptana wieść, nie przyniósł młodej kobiecie żadnej satysfakcji.
Znowu szybki ślub i przerwanie szkoły. A w rezultacie znaczne utrudnienie startu życiowego okazało się ceną za chwilę zapomnienia.
To były ważne lekcje, w których za katedrą stawało samo życie. A cudze błędy i ich konsekwencje pokazywały, jak ważną dziedziną jest przygotowanie do małżeństwa oraz wychowanie seksualne, które uwzględnia odpowiedzialność.
Początki poradnictwa rodzinnego w Kościele
Nie wiem czy opisywane tu doświadczenia były typowe dla mojego pokolenia. Myślę, że statystycznie tak mogło wyglądać przygotowanie do małżeństwa w dużej części parafii w latach osiemdziesiątych XX wieku. Robiono, co było można, a PRL-owskie władze na pewno tego nie ułatwiały.
Wprawdzie w końcu lat 50. pionierskie i pewnie prowadzone na wysokim poziomie merytorycznym kursy przedmałżeńskie rozpoczynał jeden z duszpasterzy akademickich przy parafii św. Floriana w Krakowie, ks. dr Karol Wojtyła. Potem jako biskup obligatoryjnie wprowadzał je w całej archidiecezji. Nietrudno jednak zauważyć, że był to nietuzinkowy ksiądz i wybitny biskup. No i było to w wielkim Krakowie, a nie w prowincjonalnym miasteczku, z którego pochodziłem.
Książka „Miłość i odpowiedzialność” stanowi zapis kulowskich wykładów Karola Wojtyły. I dziś może być nie tylko dokumentem z dawnych czasów, ale być włączoną w przygotowanie do małżeństwa.
Abp Karol Wojtyła z czasem zaangażował sztab ludzi, którzy współtworzyli z nim także poradnictwo rodzinne. A wielkie zasługi w tych pracach miała psychiatra, dr Wanda Półtawska.
Inne inicjatywy
Z kolei w podobnym czasie w diecezji katowickiej z inicjatywy bpa Herberta Bednorza przy parafii katedralnej ruszyło chyba pierwsze w Polsce poradnictwo rodzinne. Była to odpowiedź na ustawę o dopuszczalności aborcji na życzenie, którą w 1956 roku uchwalił PRL-owski sejm.
W pierwszym okresie swojego istnienia poradnictwo to koncentrowało się przede wszystkim na uczeniu naturalnych metod regulacji poczęć. Wtedy ograniczały się one chyba jedynie do metody termicznej. Chodziło o to, aby przyzwolenie ze strony władz państwowych nie spowodowało, że zabijanie nienarodzonych stanie się jedną z metod antykoncepcyjnych powszechnie praktykowanych w rodzinach. Organizacja poradni została powierzona lekarzowi psychiatrze, Elżbiecie Sujak1. Ciekawe, że po uzyskaniu doktoratu osoba ta w latach 80. XX wieku, z nadania o. rektora Alberta Krąpca OP, została pierwszym wykładowcą seksuologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Dopiero z czasem poradnictwo rodzinne przestało być tylko jednostką specjalną od „gaszenia pożarów” wywołanych ustawą legalizującą aborcję. Coraz więcej energii mogło bowiem angażować w pozytywną pracę, a więc stanowić przygotowanie do małżeństwa ludzi młodych .
W Warszawie w tworzenie tego typu poradnictwa rodzinnego zaangażowana była Teresa Strzembosz, która organizowała ogólnopolską sieć poradnictwa rodzinnego przy parafiach.
Nietrudno się domyśleć, że w tamtych czasach w przygotowanie do małżeństwa najbardziej były zaangażowane duszpasterstwa akademickie. Bo kiedy studenci zaczynali dobierać się w pary i myśleć o wspólnej przyszłości, wiadomo było, że przy takich ośrodkach powinni znaleźć najlepszą merytoryczną pomoc.
Pamiętam jak mój brat w latach 80. XX wieku odbywał takie przygotowanie ze swoją narzeczoną podczas swoich studiów we Wrocławiu w tzw. „Maciejówce”. Potem dzielił się ze mną odkryciami związanymi z usłyszanymi treściami.
Poeci i grafomani
Gorzej natomiast bywało w mniejszych ośrodkach parafialnych. Tam zdarzały się różne „kwiatki”… Jak konstatacja, że „ojcostwo – to świadomy akt refleksji”… O czym na parafialnym kursie przedmałżeńskim dowiedział się np. Adam Nowak, lider zespołu „Raz, dwa, trzy”, kiedy podjął swoje przygotowanie do małżeństwa.
Wiele oczywiście zależy od ludzi, którzy tą dziedziną się zajmują. Znajomy proboszcz opowiadał mi, że kiedyś zlecił wikaremu przeprowadzenie kursu przedmałżeńskiego. Nagle zobaczył, że ten uczestników wypuścił po dwudziestu minutach. Odtąd wiedział, że lepiej będzie, kiedy takie katechezy przeprowadzi sam… Miał bowiem świadomość, że przygotowanie do małżeństwa jest wielką szansą dla Kościoła. Tu bowiem można nawiązać kontakt z młodymi ludźmi i wesprzeć ich w jakże ważnych dla nich decyzjach.
Wszędzie można spotkać zarówno poetów, jak i grafomanów! Choć tych drugich bywa niestety więcej. I wcale nie determinuje tego stan życia.
Znajome małżeństwo opowiadało mi o swoich katechezach przedmałżeńskich. Prowadząca osoba świecka rzuciła pytanie, co by zrobili narzeczeni, gdyby później zostali zdradzeni przez współmałżonka. Jedna z uczestniczek odpowiedziała, że nie bierze takiej opcji pod uwagę. Wtedy osoba prowadząca nachalnie przekonywała ją, że w takiej sytuacji powinna przebaczyć, bo to jest właściwa postawa chrześcijańska.
Pomijam tu kwestię rozumienia ewangelicznej nauki o przebaczeniu… Jednak emocjonalne molestowanie narzeczonych takimi hipotetycznymi pytaniami na pewno nie należy do obowiązków doradcy rodzinnego.
Modlitwa czy działanie?
Inna mężatka opowiadała mi, że chcąc rozwiązać problemy w swoim małżeństwie trafiła do przyparafialnej poradni rodzinnej. I tam usłyszała, że… „powinna bardziej zaufać Bogu i się modlić”…
Znowu, żeby być dobrze zrozumianym, dodam, że nie mam nic przeciw modlitwie i zawierzeniu Panu Bogu trudnych spraw. W poradni rodzinnej należałoby oczekiwać jednak nieco bardziej kompetentnej pomocy. W myśl znanej sentencji św. Ignacego Loyoli, który mawiał: „Rób tak, jakby wszystko zależało tylko do ciebie, a ufaj tak, jakby wszystko zależało od Pana Boga”.
Powyższe przykłady są ilustracją pewnych trudności, jakie ciągle napotyka rozwój poradnictwa rodzinnego przy parafiach.
Pozytywem jest oczywiście to, że takie poradnie w ogóle powstają. I że angażuje się w ich prowadzenie coraz więcej osób. Nierzadko kończą także różnorakie studia nad małżeństwem i rodziną. Minusem jest natomiast to, że nie zawsze zdobyta wiedza bywa odpowiednio przełożona na praktykę doradczą. Proboszczom pewnie też łatwiej jest zatrudnić za „Bóg zapłać” pobożną niewiastę niż poszukać do poradni profesjonalisty, który zwykle jest bardziej kosztowny.
Czas charyzmatyków
Poza instytucjonalnym trybem rozwoju poradnictwa rodzinnego w przygotowanie do małżeństwa z dobrym skutkiem angażują się autentyczni charyzmatycy. Nie myślę tu tylko o uczestnikach Odnowy w Duchu Świętym, chodź i spośród nich, takie osoby się znajdą. Ale o ludziach, którzy pomoc narzeczonym i małżonkom odczytują, jako pewien rodzaj misji, do której czują się powołani.
W Polsce dorobiliśmy się już sporo takich osób i stanowią one autentyczny skarb Kościoła. Jedni tworzą autorskie programy formacyjne, inni zaangażowani są w ruchy kościelne, dla których pomoc narzeczonym i małżonkom jest priorytetem.
Ruch Spotkań Małżeńskich
Na pewno w tej dziedzinie największe zasługi ma rekolekcyjny Ruch Spotkań Małżeńskich. Rozpoczął działanie pod kierunkiem Ireny i Jerzego Grzybowskich w Warszawie przed kilkudziesięciu laty. A dziś dorobił się już wielu ośrodków działających w różnych miastach Polski. Na Śląsku podobną działalnością od lat zajmują się państwo Maliccy, którzy m.in. prowadzą rekolekcje w Domu Rekolekcyjnym Księży Jezuitów w Czechowicach-Dziedzicach.
Ruch Spotkań Małżeńskich prowadzi zarówno rekolekcje dla małżonków, jak i tzw. Wieczory dla zakochanych, które stanowią bardzo dobre przygotowanie do małżeństwa.
Jest ono zwykle prowadzone przez cały zespół osób: małżonków i osoby duchowne. Pierwsi dają liczne świadectwa, które mogą opisywać wiele problemów komunikacyjnych, jakie mogą zaistnieć w toku budowania bliskiej relacji. Zwłaszcza po wspólnym zamieszkaniu po ślubie. Drudzy wprowadzają w liturgię i są znakiem Kościoła, który naprawdę docenia powołanie małżeńskie i troszczy się o jego harmonijny rozwój.
Dodam, że właśnie tam odbyłem swoje właściwe przygotowanie do małżeństwa wraz z moją żoną. Spotkania te chwaliliśmy sobie do tego stopnia, że po paru latach wybraliśmy się także na weekendowe rekolekcje dla małżeństw organizowane przez ten ruch.
Najcenniejsza w tego typu formacji jest bez wątpienia nauka dialogu małżeńskiego. Staje się on bowiem chlebem powszednim i fundamentem całego późniejszego małżeńskiego życia. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że większość małżeńskich kryzysów rozpoczyna się właśnie od problemów komunikacyjnych.
Kobieta i mężczyzna to dwa tak różne światy. Potrzeba naprawdę wiele wysiłku i kompetencji, aby mogli wzajemnie się zrozumieć. Na bieżąco rozwiązywać wszystkie konflikty, a nie sprawiać, że będą się one nieustannie nawarstwiać. W skrajnych wypadkach, aż do całkowitego przesłonięcia małżeńskiej więzi.
Psychologia komunikacji
Spotkania Małżeńskie prowadzą do doskonalenia praktycznej znajomości psychologii komunikacji. A przeszczepienie do Polski tego nurtu psychologii od strony teoretycznej, jak i jego popularyzacji w latach 80. i 90 XX w. w dużej mierze zawdzięczamy m.in. wspomnianej już dr Elżbiecie Sujak. Wiedza na ten temat stanowi ogromną, można by powiedzieć kluczową, rolę w dojrzałym budowaniu, tak relacji narzeczeńskiej, jak i małżeńskiej. W przypadku wspomnianego ruchu danie narzeczonym odpowiedniego narzędzia porozumienia jest równie cenne. Odczuwalny jest tam również klimat autentycznej troski o narzeczonych i małżonków, i ich formację. Dobrze by było, gdyby podobna atmosfera towarzyszyła wszystkim tego typu kościelnym inicjatywom.
Equipe Notre Dame i Ruch Domowego Kościoła
Spośród innych ruchów, działających w naszym kraju, w których troska o małżeństwa i ich formację jest w centrum uwagi, można wymienić Equipe Notre Dame. Jest to ruch powstały we Francji w latach 40. XX wieku ze spotkania ks. Henri’ego Caffarela z grupą małżeństw. System budowania podobnych kręgów małżeńskich przejął później ks. Franciszek Blachnicki. Tak powstała rodzinna gałąź Ruchu Światło-Życie czyli Ruch Domowego Kościoła.
Ruchy te jednak nie dopracowały się jakiejś formy pomocy osobom przygotowującym się do małżeństwa. A głównie służą tym, którzy już weszli w związek małżeński i założyli rodzinę.
Oprócz tego mamy w Polsce sporo indywidualnych inicjatyw. Jak Mistrzowska Akademia Miłości, którą w Warszawie prowadziła Mira Jankowska. I w formie latającego uniwersytetu organizowała spotkania z ciekawymi osobami, które mają coś do powiedzenia na temat miłości damsko-męskiej.
Wiedzę na temat różnych aspektów miłości i małżeństwa od lat niestrudzenie popularyzują: dr inż. Jacek Pulikowski, o. dr hab. Kazimierz Lubowicki OMI, o. dr Ksawery Knotz OFMCap, dr Mieczysław Guzewicz, prof. Krystian Wojaczek czy też małżeństwo Marioli i Piotra Wołochowiczów.
Działalność tych osób w dużej mierze koncentruje się na formacji ludzi młodych do dojrzałego i odpowiedzialnego myślenia o relacjach damsko-męskich. Dzieje się to poprzez różne publikacje książkowe, prasowe czy internetowe, jak również poprzez bezpośrednie spotkania. Z drugiej strony w wielu przypadkach jest tu także miejsce na osobiste indywidualne poradnictwo. Zresztą katalog osób specjalizujących się w problematyce narzeczeńskiej czy małżeńskiej ciągle się wydłuża. I do nich głównie powinni kierować swoje zaproszenia duszpasterze, jeśli naprawdę chcą, aby w ich środowiskach tematyka damsko-męska była obecna w sposób kompetentny i atrakcyjny.
Moja droga
Na koniec chciałbym podzielić się moją osobistą drogą do zajęcia się tematem małżeństwa. Jako świecki teolog duchowości siłą rzeczy chciałem zająć się tą problematyką od strony naukowej. Przygotowałem wykład monograficzny na temat duchowości małżeńskiej, który wygłosiłem w Karmelitańskim Instytucie Duchowości w Krakowie. A kiedy wertowałem literaturę przedmiotu, mogłem zorientować się, jak wiele jest jeszcze do zrobienia w dziedzinie teologii duchowości małżeńskiej.
Moje wykłady spotkały się z dobrym przyjęciem, co przekonywało mnie o owocności mojego zaangażowania w tej dziedzinie.
Z drugiej strony pomagałem też jako kierownik duchowy w rekolekcjach ignacjańskich. Czy to w Centrum Duchowości Księży Jezuitów w Częstochowie, czy w Zakopanem. I tam coraz częściej napotykałem na rekolektantów, którzy zmagali się z problemami relacji w swoich małżeństwach, czy w związkach, które dopiero do małżeństwa zmierzały.
To nasunęło mi myśl o zorganizowaniu sesji rekolekcyjnej adresowanej tak do kandydatów do małżeństwa, jak i do samych małżonków. Sesja ta zatytułowana „Małżeństwo – przypadek czy powołanie? Duchowe fundamenty miłości małżeńskiej” przez pięć lat była głoszona w Częstochowie i spotkała się z dobrymi recenzjami.
Potem miałem jeszcze okazję z powodzeniem wygłosić ją dla rodzin z Kościoła Domowego i nieformalnej grupy małżeństw z Krakowa.
Niektóre fragmenty tej sesji po pewnych modyfikacjach głosiłem także dla trzech duszpasterstw akademickich w Warszawie, Lublinie i Krakowie. Oraz dla licealistów, czy to w ramach szkolnych rekolekcji wielkopostnych w Wieliczce, czy na Forum młodych w Bielsku Podlaskim.
Osobną inicjatywą były też „Walentynki u kapucynów”, czyli spotkanie zorganizowane (jak dotąd dwukrotnie) w okolicach Święta Zakochanych przy klasztorze Braci Mniejszych Kapucynów na ul. Loretańskiej w Krakowie. Po mszy w intencji par wygłosiłem raz wykład: „Cztery kroki do prawdziwej miłości”, a w kolejnym roku: „Jak zakochać się na zawsze?”. Pełna sala gimnastyczna w niedzielny wieczór po mszy jest wystarczająco czytelnym znakiem, jak wielkie jest zapotrzebowanie na tego typu tematykę.
*
* *
Wydaje się, że w obecnym czasie toczy się autentyczny bój o młodego człowieka. Z jednej strony mamy komercyjne media. A ich działalności przyświeca myśl, aby wszelkimi sposobami przyciągnąć uwagę widza i sprzedać czas antenowy. I gdzie tu jest miejsce na impuls do harmonijnego rozwoju? Z drugiej strony mamy Kościół z ewangelią i Jezusową wizją pięknej miłości. Z nią jednak należałoby dotrzeć do jak największej ilości młodych ludzi.
Nie żyjemy już w państwie totalitarnym i dziś nikt nie zakazuje nam działalności ewangelizacyjnej. Od nas więc zależy, czy będziemy potrafili zagospodarować wolność, jaką mamy. Czy znajdziemy sposób, aby przestrzec młodych przez życiowymi błędami? Jak dać im nadzieję, że piękna, wielka i dozgonna miłość jest możliwa? Od nas zależy czy będzie to stracona szansa czy nowa wiosna Kościoła. Bo przecież z dobrze dobranych małżeństw po myśli Bożej będą rodzić się dzieci, które znajdą najlepsze środowisko do swojego rozwoju osobowego i duchowego.
1 Więcej na ten temat można przeczytać w moim wywiadzie-rzece z dr Elżbietą Sujak zatytułowanym Jestem od zamiatania drogi do Kościoła, Wydawnictwo Serafin, Kraków 2009.
„Przegląd Powszechny”, 9/2012, s. 52-60.
Uzupełnienie po latach
Od czasu napisania powyższego artykułu minęło kilkanaście lat. Dobrze jest dopisać do niego aktualizujące uzupełnienie.
Najpierw o tym, jakie nowe inicjatywy w kwestii pomocy narzeczonym i małżeństwom stały się moim udziałem.
Szkolenie w psychoterapii
W 2013 roku podjąłem szkolenie w psychoterapii systemowej, psychodynamicznej i poznawczo-behawioralnej w krakowskim Ośrodku Szkoleń Systemowych. Niebawem podjąłem także pracę jako psychoterapeuta w Klinice Małżeńskiej, działającej przy Małopolskim Centrum Psychoterapii. Moje zainteresowania duchowością małżeńską w ten sposób uzyskało silne wsparcie od strony psychologii i praktyki psychoterapeutycznej par i małżeństw.
Sojusz duchowości i psychoterapii
Budowanie tego typu syntezy stało się dla mnie zatem kolejną ścieżką rozwoju i poszukiwań naukowych i duchowych. Znalazło to swój wyraz w wygłaszanych przeze mnie referatach. Pierwszy, zatytułowanym: Psychoterapia małżeństw jako przejaw nowej ewangelizacji na przykładzie Kliniki Małżeńskiej w Krakowie, wygłosiłem podczas Interdyscyplinarnej Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Język nowej ewangelizacji”, która odbyła się Supraślu 24-26 września 2015 r.
Drugi, zatytułowany: Czy trzeba przebaczać siedemdziesiąt siedem razy? Problem przebaczenia w małżeństwie z perspektywy teologa duchowości i psychoterapeuty małżeństw i par, wygłosiłem podczas II Ogólnopolskiej Konferencji Psychologii i Psychoterapii w Paradygmacie Humanistycznym w Krakowie, 6 maja 2016 r.
Wziąłem też udział w spotkaniu: „Czy miłość Ci wszystko wybaczy? O trudnościach i wyzwaniach występujących w bliskich związkach”, zorganizowanym przez Fundację Bez Klamek z udziałem dr Magdaleny Śmiei oraz mgr Anny Śladkowskiej, na Barce w Krakowie, 9 kwietnia 2019 r.
A w 2020 roku wydałem książkę: Jak przebaczać a jak nie przebaczać w relacjach, która stanowi kolejny krok w budowaniu syntezy między psychoterapią systemową a ewangeliczną wizją relacji i małżeństwa.
Pomoc narzeczonym
Wygłosiłem także konferencję: „Etapy rozwoju miłości wg ks. Karola Wojtyły”, w ramach kursu przedmałżeńskiego w Centrum Pojednania – Domu Rekolekcyjnym w Dębowcu, 23 kwietnia 2019 r.
Kolejnym ważnym krokiem było podjęcie współpracy przy formacji narzeczonych z krakowską Fundacją Towarzyszenia Rodzinie.
W jej ramach ukończyłem wraz z żoną przygotowanie do prowadzenia warsztatów dla narzeczonych „Radość i nadzieja”, opracowanych przez ośrodek studiów nad małżeństwem i rodziną w Łomiankach. Następnie dwukrotnie udało nam się poprowadzić tego typu warsztaty dla narzeczonych w Wyższym Seminarium Duchownym paulinów na Skałce w Krakowie.
Od października 2022 roku natomiast prowadzimy z żoną warsztaty dla narzeczonych według autorskiego programu przy Sanktuarium Świętego Józefa w Krakowie.
Fundacja Towarzyszenia Rodzinie
Fundacja Towarzyszenia Rodzinie jest miejscem, w którym pomoc rodzinie jest oferowana zarówno od strony duchowej, jak i psychologicznej. Są tu prowadzone katechezy dla narzeczonych. Z kolei specjalistyczna poradnia zatrudnia profesjonalnych psychoterapeutów. I w ten sposób dokonuje się synteza między rozumem i wiarą, czyli psychologią i chrześcijańską wizją antropologiczną. Dążenie do powyższej syntezy postulował św. Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio.