Zakochani. Dwudziestoletni Adam zaraz po maturze idzie na wojnę. Zaczyna pisać listy do dziewiętnastoletniej Zosi, z którą połączyło go gorące uczucie. Ona wprawdzie zostaje w bezpiecznym Sandomierzu, ale tęskni i boi się o ukochanego. Także zaczyna do niego pisać.
(fot. archiwum rodziny Bieniów)
Tak zaczyna się ta historia. W dodatku nie jest wytworem czyjejś tylko literackiej wyobraźni, a literaturą faktu. Listy są bowiem autentyczne. A ich nadawcami byli Adam Bień (późniejszy prawnik, działacz ruchu ludowego, jeden z przywódców Państwa Podziemnego ocalały z procesu szesnastu w Moskwie) i Zofia, wtedy uczennica Seminarium Nauczycielskiego w Sandomierzu, a później jego żona.
Wszystko działo się od lipca do listopada 1920 roku, kiedy to młody ochotnik wrócił ze zwycięskiej wojny. W epilogu można natomiast jeszcze usłyszeć dodatkowe wspomnienia. Te związane z początkiem studiów prawniczych najpierw w Poznaniu, a później w Warszawie.
Spektakl
Całość opracował i wyreżyserował Bartłomiej Miernik ze Staszowskiego Ośrodka Kultury. Premiera spektaklu „Bień 1920”, miała miejsce 14 sierpnia 2016 roku w Ossali przy domu rodzinnym Adama Bienia.
Listy z jednej strony obrazują rozwój uczuć, jakie przeżywają zakochani w wojennej zawierusze. Z drugiej realia życia ochotnika, który najpierw odbywa przyspieszone szkolenie wojskowe, a następnie rusza na front wojny polsko-bolszewickiej.
Doskonale wybrzmiewa w tych osobistych tekstach stan ducha i umysłu „pięknych dwudziestoletnich”. Tyle, że przedwojennych, nie dotkniętych jeszcze dekadenckim zniechęceniem czy nihilizmem, który jakże często zatruwał późniejsze pokolenia młodych.
Tamten pierwotny idealizm połączony ze zdrowym patriotyzmem i entuzjazmem właśnie odzyskanej niepodległości przydałby się i dzisiaj. I pewnie dlatego spektakl z udziałem młodych aktorów: Aleksandry Kozaczki, Kacpra Rogali, Huberta Dyla oraz Adriana Tatrockiego okazuje się tak nośny i potrzebny. Swoje role zagrali współcześnie i żywiołowo. A swój przekaz oparli nie tylko na pięknie wydeklamowanym tekście, ale i na scenicznym geście, który mocno i wyraziście zaistniał w surowej scenografii Leszka Masa.
Dodatkowym walorem spektaklu była muzyka. Dobrze osadzała ona przekazywane treści w kontekście współczesnej kultury popularnej, bardziej komunikatywnej dla dzisiejszego odbiorcy. Zwłaszcza muzyczny cytat z utworu „The End” grupy The Doors okazał się strzałem w dziesiątkę, bo dobrze oddawał dramatyzm przeżyć bohaterów.
Może mniej udaną ilustracją była piosenka „Imagine” Johna Lennona. Tamto wyobrażenie hippisowskiego szczęścia w utopii bez państw i religii kiepsko oddaje nadzieje młodego studenta prawa. Adam Bień nosił w sobie bowiem bardziej pragmatyczne tęsknoty. Pragnienie konstruktywnej pracy na rzecz silnej Polski przez pilną naukę i działalność polityczną, czego potem niejednokrotnie dawał dowody.
Poza tym cały spektakl należy ocenić bardzo wysoko. Zachęcam każdego do jego zobaczenia.