Ks. Józef Tischner to ważna osoba w historii mojego rozwoju duchowego i intelektualnego. Pamiętam, z jaką fascynacją słuchałem jego telewizyjnych wykładów o filozofii pracy na początku lat 90. XX wieku (jak to brzmi!).
Praca nad pracą
Sformułowanie księdza profesora, że „praca to wolność przełożona na czyn” było wtedy dla mnie niezwykle odkrywcze. Wręcz profetyczne w czasach, kiedy przez 45 lat PRL-u była ona nieustannie niszczona przez różnego rodzaju postmarksistowski wyzysk materialny i moralny.
Potem podczas moich studiów teologicznych w Krakowie trafiłem na wykłady monograficzne. Ks. Tischner wygłaszał je zawsze we wtorki o 18.00 przy Gołębiej w Collegium Witkowskiego (obecnie im. ks. prof. Józefa Tischnera).
Sytuacje graniczne i sens bycia
Wykład: „Sytuacje graniczne” wygłoszony w roku akademickim 1994/95 za każdym razem był dla mnie swoistym 45-minutowym spektaklem. Podczas niego ks. profesor wraz ze studentami pochylał się nad tekstami Kierkegaarda, aby wydobyć z nich głębsze rozumienie zmagania człowieka z losem i różnymi przeciwnościami.
Podążanie za myślą profesora miało wtedy dla mnie charakter wręcz terapeutyczny. W przedziwny sposób oświetlała ona bowiem moje własne zmagania duchowe.
– Łatwo zawisnąć na kłamstwie, że tyle jestem wart, ile wart jest mój ból – mówił wykładowca. – Na kłamstwie, że ponieważ cierpię, więc wierzę… – Cytat ten nawet zanotowałem później w swoim dzienniku. A drugie zdanie, że „zdrowa religijność nawet jak cierpi, to nie cierpi”, było jego cennym dopełnieniem.
Słowa te były dla mnie, wtedy po trudnych osobistych doświadczeniach, światłem i inspiracją. Odtąd zamiast tkwić w resentymencie i nieustannie jałowo kręcić się wokół swoich utrat, mogłem zacząć twórczo wchodzić w życie i je na powrót organizować. Po części również dzięki tym wykładom zaczęło mi się to coraz bardziej udawać.
Fenomenologia i psychoterapia
W kolejnym semestrze wykłady dotyczyły Heideggera i jego pytania o sens bycia. Rozbiórka rozumienia kluczowego dla niemieckiego egzystencjalisty pojęcia: „Dasein” była dla mnie inspiracją do szukania sensu i mojego życia. A ujęcie egzystencji autentycznej i nieautentycznej odsłaniało pułapki, w które i ja mogłem wpaść.
Dziś myślę, że tamte wykłady budowały jakoś moją tożsamość. A poznawana wtedy metoda fenomenologiczna w filozofii czy też już autorskie, tischnerowskie “myślenie z wnętrza metafory” były też dla mnie pierwszym przygotowaniem do mojej dzisiejszej pracy w gabinecie psychoterapeuty.
Bo czymże ona jest, jeśli nie systematycznym, czasem mozolnym badaniem stanu świadomości pacjenta. Źródeł jego cierpienia i próbą pomocy w wydobyciu się z tego, co go ogranicza i niszczy…
Książki i eseje
Do tego bezpośredniego spotkania z ks. profesorem doszły jeszcze inspirujące lektury. Do Filozofii dramatu odwołałem się po latach w swoim artykule o zakorzenieniu.
Nieszczęsny dar wolności porządkował moje myślenie o miejscu religii w czasach transformacji ustrojowej.
Ogromne wrażenie zrobiły na mnie ponadto ostatnie eseje z 1999 roku. Ks. Tischner zwracał się wtedy od filozofii ku teologii. A teksty dotyczyły rozumienia Bożego miłosierdzia.
Pisane już w kontekście terminalnej choroby filozofa splatały się z niezwykle z przejmującym świadectwem chrześcijańskiego męstwa wobec ostatecznej sytuacji granicznej przed jaką przyszło mu stanąć…
Nieczęsto się zdarza, abym podczas lektury artykułu doświadczał takiego wzruszenia, jak wtedy, kiedy czytałem tamten esej.
Po latach w drodze ze Szczawnicy do Krakowa nie mogłem nie zatrzymać się w Łopusznej, aby z podobnym wzruszeniem stanąć na góralskim, wiejskim cmentarzu przy grobie ks. profesora, gdzie chciał być pochowany. Blisko ludzi, od których wyszedł.
Biografia
Wszystkie te refleksje powróciły do mnie dzięki lekturze nowowydanej biografii: Tischner pióra Wojciecha Bonowicza. Jest to znacznie poszerzona i uzupełniona wersja pierwszego wydania z 2001 roku.
Już tamta książka miała ok. 500 stron. Ta ma ich aż ponad 670. Wzbogacona została bowiem o dodatkowe źródła, wspomnienia, anegdoty.
Ukazują one ks. Tischnera jako człowieka z krwi i kości. Niezwykle oddanego ludziom, którzy go otaczali. Budującego mosty z osobami różnych poglądów i profesji. I nieustannie poszukującego głębi i rozumienia.
Jego filozofia nie była tylko teoretycznym, abstrakcyjnym rozważaniem. Była bliskim życiu duchowym poszukiwaniem. Dla niego myślenie było bowiem przede wszystkim „rodzajem duchowej siły, dzięki której człowiek uwalnia się od złudzeń: złudzenia pozornej wiedzy i fałszywej pewności”. Tłumaczył przy tym, że „myślenie nie przepowiada przyszłości, nie opowiada o niewidzialnej stronie świata, nie uczy panowania nad żywiołami tej ziemi”. A jego głównym zadaniem jest oczyszczać „śmietnik, jaki codzienność robi nam z głowy…”.
Biografia zawiera także pogłębione analizy fragmentów pism i artykułów ks. profesora. A także kontekstu politycznego i społecznego, w jakich powstawały i jakie oświetlały.
I choć niektóre z nich, zwłaszcza te z połowy lat 90., wzbudzały sporo kontrowersji, dzisiaj można na nie spojrzeć z większego dystansu. Lepiej ocenić ich zasadność, czasem polityczną stronniczość (żarliwie wykorzystywaną przez niektóre ugrupowania czy środowiska), jak i ówczesne intencje autora.
Podążając za historią życia księdza i filozofa można z powodzeniem uczyć się zatem najnowszej historii Polski. I to nie tyle od strony samych faktów, wydarzeń czy dat. Ale przede wszystkim od strony sporów ideowych i politycznych, jakie dochodziły do głosu w tamtym okresie. A i dziś powracają, choć w bieżącym kontekście i nieco innej formie ekspresji.
W czterdziestolecie powstania pierwszej Solidarności lektura biografii autora “Etyki solidarności” może być dodatkową sposobnością do świętowania. Nie w sposób płytki i powierzchowny, ale z głębszym namysłem i pogłębieniem rozumienia, skąd wychodzimy.