• Start
  • O mnie
    • Psychoterapeuta
    • Trener rozwoju osobistego i wykładowca
    • Moje książki
    • Bibliografia naukowa i publicystyczna
  • Psychoterapia Kraków online
    • Psychoterapia indywidualna
    • Terapia małżeńska i par
  • Blog
  • Szkoła dobrych relacji
  • Psychoedukacja
  • Przywództwo służebne
  • Duchowość
  • Wystąpienia w mediach
  • Newsletter
  • Kursy
  • Kontakt
  • Start
  • O mnie
    • Psychoterapeuta
    • Trener rozwoju osobistego i wykładowca
    • Moje książki
    • Bibliografia naukowa i publicystyczna
  • Psychoterapia Kraków online
    • Psychoterapia indywidualna
    • Terapia małżeńska i par
  • Blog
  • Szkoła dobrych relacji
  • Psychoedukacja
  • Przywództwo służebne
  • Duchowość
  • Wystąpienia w mediach
  • Newsletter
  • Kursy
  • Kontakt
Rodzina – tor przeszkód
7 września 2015

CEZARY SĘKALSKI

Rodzina

Rodzina to nie jest łatwa sprawa! „Z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu”. Z pewnością nieraz słyszeliśmy to pesymistyczne porzekadło. A jednak wiele osób w założeniu rodziny upatruje swoją drogę do szczęścia. A zatem, czy rodzina jest problemem czy źródłem szczęścia i nadziei?

(fot. cs)

Skąd przychodzimy?

Kiedy zacząłem posługiwać jako kierownik duchowy podczas rekolekcji ignacjańskich, niemal od początku tematem wielu moich rozmów z rekolektantami stał się dom rodzinny. Szybko okazywało się, że np. choroba alkoholowa któregoś z rodziców destrukcyjnie oddziaływała na dorastanie syna czy córki oraz na ich życie duchowe. Ciche dni między rodzicami z kolei pozostawiały w dziecku duży osad niepewności i niepokoju, który dawał o sobie znać także w życiu dorosłym. Jeszcze bardziej dramatyczne problemy poruszały dorosłe dzieci rozwiedzionych rodziców One dzieliły się niepokojem, czy ich związek nie upodobni się do nieudanego małżeństwa mamy i taty…

Rozmowy te uświadomiły mi, jak ważne jest swoiste „rozliczenie się” z mocnymi i słabymi stronami domu rodzinnego, aby z otwartą przyłbicą móc zmierzyć się z dorosłym życiem.

Z czasem coraz częściej na rozmowy rekolekcyjne zaczęły trafiać do mnie osoby żyjące w małżeństwie, które oprócz problemów stricte duchowych nierzadko dzieliły się także swoimi trudnościami w relacjach małżeńskich i rodzinnych. Ktoś miał kłopoty z porozumieniem się ze współmałżonkiem w sprawach wydawałoby się tak trywialnych, jak remont kuchni. Ktoś inny dzielił się swoim niepokojem o relację męża z własną matką, która chciała mieć syna na każde zawołanie, co boleśnie spychało jego relację z żoną na drugi plan.

Pojawiały się też rozmowy o relacjach przedmałżeńskich. Pewna dziewczyna żaliła się, że mężczyzna, z którym zamieszkała pełna nadziei na udany związek, przez lata nie kwapił się do oświadczyn. Potem zaczął coraz częściej okazywać jej swoje nią znudzenie. A kiedy się rozstali, pozostawał głuchy nawet na prośbę o pomoc w odesłaniu jej rzeczy…

Moja droga do psychoterapii

Słuchanie o tych życiowych problemach sprawiało, że nabierałem coraz większego doświadczenia w pomocy narzeczonym i małżonkom. Kolejną okazją do rozmów z ludźmi o przeżywanych przez nich trudnościach w związkach były organizowane wraz z żoną sesje „Małżeństwo. Powołanie czy przypadek. Duchowe fundamenty miłości małżeńskiej”.

Wreszcie nadszedł czas na podjęcie szkolenia psychoterapeutycznego. Dało mi ono nowe spojrzenie na rodzinę, jako na system naczyń połączonych, w którym słabość jednego ogniwa nieodmiennie rzutuje na kondycję pozostałych członków rodziny. Z kolei praca psychoterapeuty w krakowskiej „Klinice małżeńskiej” (www.klinikamalzenska.pl), której dewizą jest: „Rozwiązujemy problemy — nie związki”, stanowi dla mnie kolejną okazję do konkretnej pomocy małżonkom.

Wszystkie te doświadczenia każą mi patrzeć na narzeczeństwo, małżeństwo i rodzinę jak na swoisty tor przeszkód. Wymaga on nie tylko niezwykłej determinacji, ale i umiejętności szukania porozumienia pomimo osobowych różnic, odmiennych historii życia i przeróżnych życiowych okoliczności.

Rodzinna prehistoria

Zanim powstanie rodzina, mamy do czynienia z parą stosunkowo młodych ludzi, którzy zakochują się z wzajemnością i zaczynają budować związek. Miłość zwykle kojarzona jest z emocjonalnymi wzlotami i burzliwą fascynacją. Oprócz tego dwoje ludzi, którzy zaczynają być parą, musi jednak również wykonać ogromną pracę, żeby zbudować między sobą jedność duchową, intelektualną, emocjonalną, a z czasem i fizyczną.

Różnice między kobietą i mężczyzną są tak duże, że potrzeba ogromnej uwagi, wrażliwości i wielu godzin dialogu, aby po różnych mimowolnych nieporozumieniach starać się na nowo odbudować utraconą jedność. Rozmowy o tym, jak różnie przeżywamy sytuacje konfliktowe, są bardzo ważne. Wspólne życie, do którego zmierzają zakochani, wcale im bowiem takich wydarzeń nie oszczędzi.

Być czy nie być ze sobą?

Zdobywanie umiejętności rozwiązywania konfliktów na tym etapie jest zatem bezcennym kapitałem gromadzonym na wspólną przyszłość. Po jakimś czasie spotykania się musi bowiem pojawić się pytanie: czy taki kształt związku, jaki udało się nam zbudować, jest satysfakcjonujący? Czy może stać się podstawą relacji na resztę życia? Negatywna odpowiedź na to pytanie prowadzi albo do próby doskonalenia związku, albo do decyzji o rozstaniu. Sporo par rozstaje się na tym wstępnym etapie. I choć jest to zwykle bolesne doświadczenie, ma ono tę zaletę, że przysparza cennych doświadczeń. Dają one szansę na bardziej dojrzałą i udaną próbę budowania kolejnego związku.

Jeśli pogłębianie więzi następuje bez większych zakłóceń, emocje się stabilizują. To z kolei prowadzi do bardziej racjonalnej oceny sytuacji i stopniowego dojrzewania pary do wiążących decyzji na przyszłość. Tu bardzo pomocna może okazać się katolicka etyka ze swoim zaleceniem zachowania czystości przedmałżeńskiej. Zbyt wczesne bowiem otwieranie się zakochanych na więź erotyczną i seksualną nie tylko może zaowocować przedwczesną ciążą, ale także utrudnia dopasowywanie się młodych ludzi na innych, ważniejszych płaszczyznach. Jeśli bowiem zabraknie jedności duchowej, intelektualnej i emocjonalnej, sama fascynacja erotyczna szybko się wypali i okaże się, że poza tym nic tych ludzi ze sobą nie wiązało…

Narzeczeni

Kiedy więź rozwija się harmonijnie, mężczyzna (czasem przy dyskretnej pomocy kobiety) dojrzewa do oświadczyn, a więc do jasnego wyrażenia wobec swojej wybranki pragnienia zawarcia z nią małżeństwa. Propozycja ta nie musi od razu wiązać się z konkretną datą ślubu, wynajęciem sali na przyjęcie weselne itp. Stanowi raczej poważną deklarację mężczyzny, która — jeśli zostanie przyjęta przez kobietę — wyznaczy dalszy etap budowania związku, również wobec otoczenia.

Narzeczeństwo oznacza bowiem publiczne wyrażenie pragnienia zawarcia małżeństwa przed najbliższą rodziną i przyjaciółmi. Oni odtąd w nowy sposób zaczynają postrzegać parę. Narzeczeni, najczęściej w porozumieniu z rodzicami, mogą planować kolejne kroki ku małżeństwu. Z kolei ustalona data przyszłego ślubu zwykle bywa wypadkową zarówno dalszego ich dojrzewania, jak i realiów życiowych. Składają się na nie: termin ukończenia studiów, perspektywy na pracę zawodową dającą możliwość samodzielnego utrzymania się, miejsce przyszłego zamieszkania, ale też wolne terminy w wybranym kościele czy możliwość rezerwacji sali weselnej).

Warto zaznaczyć, że narzeczeństwo nie musi automatycznie prowadzić do małżeństwa. Jest kolejnym etapem rozeznawania. Gdyby w trakcie pogłębiania więzi i wzajemnego poznawania się wypłynęły nowe niepokojące fakty, powinny zostać wzięte pod uwagę. Lepiej od razu „wziąć je na warsztat”, niż zamiatać pod dywan z nadzieją, że może wszystko samo jakoś się ułoży. Stawka jest zbyt wysoka i w uzasadnionych wypadkach lepiej jest zerwać zaręczyny, niż ze względu na opinię rodziny i znajomych wiązać się na całe życie z kimś, kogo nie możemy do końca uznać za godnego zaufania…

Ach co to będzie za ślub!

Jeśli poprzednie etapy budowania związku zostały pomyślnie przebyte, a warunki zewnętrzne na to pozwalają, młodzi ludzie  gotowi są do wejścia w związek małżeński. Im większą mają świadomość religijną, tym głębiej mogą przeżywać uroczystość kościelną. Niekiedy mówi się o tym, że sakrament małżeństwa jest zaproszeniem Pana Boga do relacji między mężem i żoną. Przez ludzi głęboko wierzących łącząca ich miłości od początku jest jednak odbierana jako Boży dar, który domaga się odpowiedniego rozeznania i pielęgnowania zgodnie z zaleceniami Ewangelii.

Sakrament małżeństwa wcale nie jest zakończeniem rozwoju miłości, ale otwiera nowy etap jeszcze bardziej ścisłego i wymagającego budowania związku. Jego podstawą jest ślubowanie wierności, uczciwości i miłości małżeńskiej — a wypełnienie przyrzeczenia jest wcale niełatwym, nowym, codziennym zadaniem małżonków. Bycie ze sobą na co dzień oprócz miłych chwil dostarcza także wielu trudności i otwiera nowe wymiary przestrzeni do budowania jedności. Łatwiej było w narzeczeństwie od czasu do czasu spotykać się na romantycznych randkach, niż teraz w codzienności wykuwać jedność, pomimo różnych humorów i frustracji, których życie na ogół nie oszczędza.

W poszukiwaniu równowagi

Wspólne zamieszkanie zmusza małżonków do określenia własnego sposobu codziennego życia razem. Oboje zwykle podświadomie próbują wnieść do nowej rodziny swój model funkcjonowania, który wynieśli z rodzinnego domu. A że zwykle są one różne, prędzej czy później musi dojść do konfliktu między małżonkami. Kto u nas gotuje? Kto i kiedy sprząta? W jaki sposób rozdzielić codzienne obowiązki domowe? To tylko przykłady problemów logistycznych, jakie teraz trzeba rozwiązać.

Oboje przy tym często są głęboko przekonani, że model, jaki funkcjonował w ich rodzinie, był najlepszy z możliwych. W sposób oczywisty powinien więc zacząć obowiązywać w ich domu. Stąd, kiedy współmałżonek nie wchodzi w zaproponowany (a nieraz, niestety, podświadomie narzucany) schemat, pojawia się rozczarowanie, a czasem dąsy i fochy…

„Mówił, że mnie kocha, a teraz nie chce mu się wyrzucać śmieci i czeka, aż ja to zrobię…”  — może żalić się żona. „Mówiła, że mnie kocha, a sam muszę zadbać o posiłek, jak za kawalerskich czasów…” — można usłyszeć z ust męża. Te różnorakie rozczarowania są za to „osładzane” pożyciem seksualnym. Dla nowożeńców bywa ono fascynujące i daje wiele wspaniałych przeżyć bliskości i radości ze wspólnego obdarowywania się sobą. Osłoda ta nie ma jednak już takiej siły nowości, jeśli wcześniej nie zachowywali czystości i ta sfera życia nieco im spowszedniała.

Sztuka rozmawiania

Ćwiczenie dialogu wyniesione z narzeczeństwa może teraz bardzo procentować w próbach porozumiewania się w sprawach wspólnego życia. Chodzi bowiem o to, aby z dwóch różnych systemów rodzinnych spróbować zbudować coś zupełnie nowego, odpowiadającego obojgu małżonkom. Dobrze jest, jeśli nowo budowany wzorzec zawiera pewną równowagę między oczekiwaniami i zaangażowaniem obojga małżonków. A to wymaga z jednej strony umiejętności negocjacji, z drugiej natomiast gotowości do rozsądnych ustępstw.

Gorzej dzieje się wtedy, kiedy wszystkie „batalie” wygrywa zawsze jedna strona. Utrwala to bowiem jednostronną dominację, co z kolei u drugiego partnera może rodzić poczucie niesprawiedliwości i bycia wykorzystywanym. Taki układ na dłuższą metę może okazać się destrukcyjny. Kiedy satysfakcja jednego małżonka jest uzyskiwana kosztem drugiego, brakuje równowagi, a rosnąca frustracja musi w końcu znaleźć swoje ujście. Kiedy próby porozumienia nie dają rezultatów, warto poszukać pomocy terapeutycznej. Może ona wesprzeć małżonków w lepszej wzajemnej komunikacji. A przez to wprowadzić ich na drogę wiodącą do odnalezienia utraconej równowagi w związku.

Między braniem i dawaniem

Zwykle pierwsze lata małżeństwa są przeznaczone właśnie na to, aby zbudować w miarę stabilny, wspólny system funkcjonowania. Ważne jest też, aby małżonkowie samodzielnie mogli przećwiczyć dochodzenie do konsensusu. Niebezpieczne na tym etapie jest szukanie sojuszników przeciwko współmałżonkowi (np. u swoich rodziców czy przyjaciół), zamiast troski o porozumienie. Przykład złej teściowej, bywa tu modelowy. Mama ma czasem tendencję, aby zawsze stawać po stronie syna i uważać, że synowa nigdy nie jest dla niego tak dobra, jak była ona. Mogą zdarzyć się jednak i inne niebezpieczne dla związku konfiguracje źle rozumianej pomocy z zewnątrz.

Jeśli małżonkowie potrafią ze sobą rozmawiać, z czasem będą rozumieć się coraz lepiej. A jedność, jaką zbudują, z czasem zrównoważy potrzeby i potencjał każdego z nich. Niebagatelną pomocą w tym może być np. uczestnictwo w różnych małżeńskich rekolekcjach. Np. organizowanych przez Ruch Spotkań Małżeńskich czy też w jakimś ruchu rodzinnym (np. w Ekipach Notre Dame lub w naszym rodzimym Kościele Domowym).

Jedno z amerykańskich badań potwierdza, że bardzo znikomy procent rozwodów przydarza się małżeństwom, które razem się modlą. To tylko przykład, jak religijność integralnie wpisana w życie codzienne, może być elementem skutecznie wzmacniającym związek.

Część małżeństw, niestety, nie potrafi przetrwać nawet pierwszego etapu bycia razem. Zamiast bowiem szukać kompetentnej pomocy terapeutycznej, zbyt szybko uznaje się, że związki były pomyłkami i nie ma dla nich ratunku. Takiemu podejściu sprzyja współczesna kultura, która nazbyt często lansuje życie na próbę. Na różne sposoby podważa się też etos trwałości związku. A jeszcze do niedawna był on oczywisty niemal dla każdego, kto decydował się na małżeństwo.

Ku dojrzałemu rodzicielstwu

Kolejny etap życia rodziny to przyjście na świat pierwszego dziecka. Oprócz wielkiej radości, która zwykle towarzyszy temu wydarzeniu, stwarza ono zupełnie nową sytuację w rodzinie. Wymaga ona ogromnej interpersonalnej pracy małżonków.

O ile życie we dwójkę nabrało już swojego rytmu i małżonkowie nauczyli się dosyć dobrze funkcjonować w takich warunkach, maleńkie dziecko zupełnie wywraca dotychczasowy porządek. Jest bardzo absorbujące. Wymaga wielu działań pielęgnacyjnych i opiekuńczych, które znowu trzeba podzielić między małżonków. Ogrom nowych obowiązków wymusza ponowną zmianę priorytetów.

Ty czy ja?

Jedno z zaprzyjaźnionych małżeństw dzieliło się kiedyś ze mną swoimi doświadczeniami z tego etapu ich życia. Opowiedzieli mi, że próbą dla ich małżeńskiej miłości, stanowiło dosypanie cukru do cukiernicy, zamiast czekania aż zrobi to współmałżonek… Przy dwóch małych córeczkach byli po prostu tak zmęczeni, że taka  trywialna – można pomyśleć – czynność, wydawała się im w danej chwili ponad siły… Obraz ten dobrze pokazuje, jak zmęczenie i przepracowanie może utrudniać proste i oczywiste gesty miłości i wzajemnego wsparcia.

Jeśli w krótkim czasie w rodzinie rodzi się kilkoro dzieci, wymagania rosną. Takie rodziny potrzebują nieraz sporo wsparcia z zewnątrz. Ogrom problemów, które na nie spadają, czasem podsuwa pokusę zwątpienia w możliwości rodzicielskie. Sposobność podzielenia się kłopotami z innymi rodzinami w podobnej sytuacji nierzadko przynosi umocnienie i pocieszenie, że wszyscy podobnie to przeżywają. Daje ponadto nadzieję, że przy dobrej organizacji życia dadzą sobie radę.

Nowa sytuacja wymaga ogromnej pracy i elastyczności. Trzeba bowiem solidarnie zbudować taki system funkcjonowania, w którym w miarę możliwości wszyscy będą zadowoleni. A małe dzieci we wspaniały sposób potrafią wynagrodzić rodzicom ich ciężką pracę i zaangażowanie…

Rodzice a małżonkowie

Na tym etapie bardzo ważne jest dopilnowanie, żeby zajmowanie się dziećmi nie prowadziło do zaniedbywania relacji małżeńskiej. Dobrze jest, kiedy małżonkowie potrafią tak zorganizować wspólne życie, aby przynajmniej raz w miesiącu znaleźć czas na małżeńską randkę.

Tak naprawdę największym darem rodziców dla dzieci jest wzrastanie w miłości małżeńskiej. Dla syna czy córki jest to pierwszy wzorzec wzajemnego odnoszenia się do siebie, który daje poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Kiedy tego brakuje, dzieci nie tylko przeżywają niczym niezawinione przeciążenia, ale nieraz są podświadomie wciągane w koalicję przeciwko współmałżonkowi.

Rodzinne lojalności

Bywa, że matka ciągle skarży się dziecku na takie czy inne zachowanie ojca. Nie potrafi bowiem porozumieć się z partnerem. W ten sposób podważa jego autorytet i utrudnia jego relację z dzieckiem. Gdy natomiast dzieje się to w obecności dorastającej córki, takie zachowanie stanowi podświadomy sygnał, że mężczyźni z definicji nie są godni zaufania. Wcale nie pomoże to jej w przyszłości w znalezieniu przyszłego partnera życiowego.

Widać więc, jak wiele umiejętności trzeba, aby dzieci wychodziły w świat z kapitałem dobrych relacji i wzorców. Obciążone bagażem zranień, będą przeżywały trudności w poszukiwaniu własnej drogi w dorosłym życiu.

Na koniec wróćmy do pytania postawionego na początku tego artykułu. Czy małżeństwo i rodzina jest problemem, czy też drogą do szczęścia? W świetle powyższych rozważań odpowiedź wydaje się oczywista. Rodzina to miejsce przeżywania szczęścia. Oboje małżonkowie umiejętnie i z zaangażowaniem muszą jednak pracować nad jednością między sobą i nad dobrymi relacjami ze swoimi dziećmi.

„Głos Ojca Pio” [4/88/2014]

FacebookLinkedIn
Share

Szkoła dobrych relacji

dr Cezary Sękalski
Psychoterapeuta, trener rozwoju osobistego, teolog duchowości. Specjalizuje się w terapii indywidualnej w nurcie psychodynamicznym i poznawczo-behawioralnym oraz w pracy z parami i rodzinami w nurcie systemowym i integratywnym.

You might also like

Psychomanipulacja a zdrowa religijność
20 kwietnia 2023
Nasze ciało do nas mówi
10 marca 2023
Fundacja Towarzyszenia Rodzinie
21 stycznia 2023


  • Zapraszam do kontaktu

    kom.: 662 050 188

    Jeśli nie mogę odebrać, proszę o smsa.

    Nr konta:
    51 1020 2892 0000 5102 0576 3034

    Menu

    Formularz kontaktowy:

    • Najczęściej czytane posty

      • Zimny chów i dzieci 10.1k views
      • Miłość według ks. Karola Wojtyły 2.6k views
      • Znaki zodiaku a osobowość 1.9k views
      • Plotka czyli słowo zabija albo daje życie 1.9k views
      • Więzi w małżeństwie, jak je budować? 1.5k views
      • Psychoterapia osób duchownych i zakonnych 1.3k views
      • Rutyna w małżeństwie 1.2k views
      • Aborcja – krajobraz po 1.1k views
      • Zakochanie, czyli chemia miłości 1k views
      • Siła słabości i porucznik Columbo 1k views
      • Niezgodność charakterów 0.9k views
      • Zdrowie psychiczne a duchowość 808 views
      • Potrzeby psychiczne a bieda 748 views
      • Przekaz generacyjny 737 views
      • Seksualność – dar czy zniewolenie? 732 views
      • 12 kroków do uzdrowienia 688 views
      • Tabletki uspokajające na własną rękę 637 views
      • Rodowody 566 views
      • Nadzieja – jak ją w sobie obudzić? 560 views
      • Slow life – remedium na nadmierny pęd życia 454 views
    • Szkoła Dobrych Relacji - jedno kliknięcie = dostęp do codziennych inspiracji

    • Tagi

      Cezary Sękalski (15) coaching (15) dbanie o siebie (8) depresja (16) dojrzałość (16) duchowni (18) duchowość (31) film (12) kobieta (11) konflikt (11) kryzys (39) kryzys małżeński (14) lęk (9) małżeństwo (19) mistrzowie (18) motywacyjne (25) motywujące (24) muzyka (9) ojciec (9) ojcostwo (10) polecane lektury (13) powołanie (30) praca (19) praca nad sobą (41) przebaczenie (10) psychologia i duchowość (23) psychoterapeuta kraków (29) psychoterapeuta małżeński kraków (17) psychoterapia (27) psychoterapia i duchowość (11) psychoterapia kraków (42) psychoterapia par kraków (17) relacje (21) rozwój osobisty (24) seks (10) seksualność (11) sens (12) stres (9) terapia par (10) terapia rodzin (11) trauma (9) wolność (13) wychowanie (13) wywiad (21) żałoba (10)

    • Start
    • O mnie
      • Psychoterapeuta
      • Trener rozwoju osobistego i wykładowca
      • Moje książki
      • Bibliografia naukowa i publicystyczna
    • Psychoterapia Kraków online
      • Psychoterapia indywidualna
      • Terapia małżeńska i par
    • Blog
    • Szkoła dobrych relacji
    • Psychoedukacja
    • Przywództwo służebne
    • Duchowość
    • Wystąpienia w mediach
    • Newsletter
    • Kursy
    • Kontakt
    2015 © Copyright Cezary Sękalski Psychoterapia. Designed by Webdawid