Wybrałem się wczoraj na debatę: „Gdy psychologia staje się religią, a religia psychoterapią”.
Odbyła się ona w Instytucie Myśli Józefa Tischnera w Krakowie. Głównymi mówcami byli prof. Bogdan de Barbaro, psychiatra i psychoterapeuta oraz o. prof. Jan Andrzej Kłoczowski OP, filozof religii. Debatę animował o. Grzegorz Chrzanowski OP.
(fot. cs)
Przy stole myśli
Dotarłem przed czasem, a tu okazało się, że niebyt duża sala była wypełniona po brzegi. Wkrótce gospodarze zaczęli wręcz zakazywać wejścia kolejnym osobom, obawiając się… katastrofy budowlanej.
Poczułem się, jak za czasów studenckich. Kiedy chodziło się na otwarte wykłady i przeżywało dreszczyk emocji związany z poczuciem, że uczestniczy się w jakiejś uczcie duchowej i intelektualnej. Okazuje się, że psychologia i religia interesuje wielu ludzi. I ciągle jest zapotrzebowanie na spotkania przy suto zastawionym stole myśli. A więc może nie ma się co bać o intelektualną i duchową przyszłość narodu. 😉
Przeciw redukcjonizmowi
Ojciec Profesor zaczął od pojęcia doświadczenia religijnego, ukutego przez Wiliama Jamesa. Mówił także o akcie religijnym, który próbowali definiować fenomenologowie.
Prof. De Barbaro rozpoczął od konstatacji, że Freudowski redukcjonizm, który ujmował religię jako przejaw zbiorowej nerwicy, dawno odszedł do lamusa i tylko gdzieniegdzie można napotkać jeszcze jego przytłumione echo. Wspominał jednak także o redukcjonizmie z drugiej strony. Można spotkać go u niektórych duszpasterzy, którzy nie uznają nauki o zaburzeniach psychicznych i emocjonalnych, a wszędzie woleliby widzieć jedynie działanie diabła albo grzech.
Na szczęście coraz bardziej poszerza się droga środka. Podążają nią psychoterapeuci i duszpasterze, którzy szanują wzajemnie swoje kompetencje. A nawet w służbie człowiekowi otwarci są na współpracę i wzajemne uzupełnianie się.
I choć duszpasterze i terapeuci mówią o problemach ludzkich nieco innymi językami, bo psychologia i religia posiada własną, odrębną metodologię, to nie oznacza to, że prawda jest tylko po jednej stronie. Bo może właśnie ten interdyscyplinarny dialog bardziej wszystkich przybliża do prawdy, niż kurczowe trzymanie się tylko jednej ścieżki rozumowania.
Dwa języki
W następnej części debaty można było natknąć się na przejawy obu tych języków opisu ludzkiego doświadczenia. Dominikanie mówili o kłopotach spowiedników, którzy woleliby w konfesjonale dostrzegać przejawy dojrzałego osądu sumienia penitenta niż jego opowieści o trudnych emocjach. Nieraz w takiej sytuacji odesłanie podopiecznego do zaufanego psychoterapeuty uznawali za pomocne.
Z kolei prof. De Barbaro mówił, że czasem psychoterapia dociera do konfliktów moralnych wierzącego pacjenta. Wtedy konsultacja u duszpasterza może okazać się użyteczna.
O. Kłoczowski przywołał przykład penitenta, którego nachodziły myśli nieczyste, co psychiatra zdiagnozował jako zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.
Tam, gdzie duszpasterz może stwierdzić opętanie, psychiatra może mówić o zaburzeniach dysocjacyjnych. A to spojrzenie od strony duchowości i medycyny wcale nie musi się wykluczać. Może być bowiem próbą dotarcia do lepszego zrozumienia danego zjawiska inną drogą.
Profesor dodał także, że w Stanach Zjednoczonych jest coraz więcej kursów na temat duchowości dla psychoterapeutów. Ma im to pomóc, by lepiej potrafili rozmawiać w swoich gabinetach o tej, jakże delikatnej sferze ludzkiego życia. Jest to koleiny ważny sygnał zapotrzebowania na spojrzenie integralne.
Spotkanie pozostawiło też luki. Nie padła odpowiedź na postawione w tytule debaty pytanie. Nie usłyszeliśmy o psychoterapeutycznych właściwościach zaangażowania religijnego. Słabo została też sprecyzowana pokusa niektórych psychologów, aby ze swojej dziedziny uczynić religię. Aby lepiej mogły wybrzmieć odpowiedzi na te pytania, do grona dyskutantów może powinien dołączyć jakiś psycholog religii i teolog duchowości.
Pomimo pewnych braków warto było jednak uczestniczyć w tej debacie. A zainteresowani pewnie będą mogli odsłuchać jej zapis w internecie, bo całość była rejestrowana.