Cezary Sękalski
Czym jest duchowość paschalna? W czym jest podobna do przeżywania żałoby? Czy można się na niej oprzeć, aby móc wrócić do pełni życia po stracie?
Hebrajskie słowo „Pascha” oznacza przejście. Dla Izraelitów święto paschy było pamiątką uwolnienia narodu wybranego z egipskiego domu niewoli. Dla chrześcijan w centrum tajemnicy paschalnej jest zbawcza ofiara Jezusa uwieńczona Jego zwycięskim zmartwychwstaniem.
(fot. cs)
Już na kartach Ewangelii widzimy, że uczniowie potrzebowali czasu, aby dojrzewać do przyjęcia i zrozumienia tej tajemnicy. Pascha może oznaczać także dla nas duchowy proces odrodzenia. Jednak tylko wtedy, kiedy wejdziemy w jej wyzwalającą dynamikę.
Nie tylko męka
Na ogół przeżywając co roku Triduum Paschalne najbardziej koncentrujemy się na męce i śmierci Jezusa. Jest to zrozumiałe, gdyż do przeżywania tych wydarzeń zbawczych długo się przygotowujemy. Najpierw mamy cały czterdziestodniowy Wielki Post (wraz z cotygodniową Drogą Krzyżową i Gorzkimi Żalami). Potem samo Triduum Sacrum, w którym do tajemnicy zmartwychwstania prowadzi nas najpierw Wielki Czwartek (z ostatnią wieczerzą i pojmaniem Jezusa). Następnie mamy Wielki Piątek (z męką, ukrzyżowaniem i śmiercią Jezusa). Potem wymowne milczenie Wielkiej Soboty (gdzie Jezus zstępuje do otchłani).
Trudno więc po tych jakże intensywnych pasyjnych wrażeniach równie mocno przeżywać dalszą część tajemnicy. A jest nią zmartwychwstanie Jezusa. Następnie po czterdziestu dniach wniebowstąpienie i wreszcie zesłanie Ducha Świętego.
Jakkolwiek pierwsze z tych wydarzeń zbawczych pięknie są podkreślone w liturgii przez wigilię paschalną i rezurekcję. Pozostałe trudniej nam przeżywać równie uroczyście. Jeszcze trudniej zobaczyć je we właściwej czasowej dynamice oraz umieć powiązać z naszym życiowym doświadczeniem.
Bez tego jednak niełatwo nam będzie wejść w autentyczną duchowość paschalną. A to do niej zapraszają nas wszystkie te tajemnice traktowane łącznie.
Nic więc dziwnego, że chrześcijaństwo nieraz oskarżane jest o cierpiętnictwo i nadmierne eksponowanie negatywnej strony życia. Skoro więcej uwagi poświęcamy w nim męce i cierpieniu niż przebudzeniu się do nowego życia i przyjmowaniu nowego ducha, jaki jest nam oferowany.
Pascha – pięć etapów
Cały ten proces duchowy trzeba nam po wielokroć przechodzić w naszym życiu. Trafnie opisał go kanadyjski oblat Maryi Niepokalanej, specjalista w dziedzinie duchowości i wykładowca, o. Ronald Rolheiser. W swoje książce „W poszukiwaniu duchowości XXI wieku” wyróżnia on pięć ważnych etapów, jakie trzeba przejść, aby móc radować się nowym życiem i przeżywać je w nowym duchu.
Składa się na nie: Wielki Piątek, Niedziela Wielkanocna, czterdzieści dni po zmartwychwstaniu, Wniebowstąpienie oraz Zesłanie Ducha Świętego.
Każdy z tych etapów wiąże się z jakimś ważnym procesem duchowym i psychicznym, który winien mu towarzyszyć. Stanowi on doskonałą odtrutkę na wszystkie nasze resentymenty i życiowe urazy. Te, które skłaniają nas do nadaremnych prób powrotu do przeszłości i bezowocnych poszukiwań straconego czasu.
Każdy z nas przeżywa nieraz takie stany. I dobrze jest się sobie przyjrzeć, aby stwierdzić, czy czasem nie więżą nas one w zamierzchłej przeszłości. Czy nie odgradzają od prawdziwego życia tu i teraz.
Siła resentymentów
Na ogół początek takich resentymentów związany jest jakimiś poważnymi zmianami w naszym życiu. Takimi, które stawiają przed nami zupełnie nowe wymagania.
Nieraz ciążą nam one tak bardzo, że łatwiej nam w wyobraźni nieustannie powracać z tęsknotą do „starych dobrych czasów” niż otwierać się na to, co nowe. Trudniej wtedy podejmować wysiłek ponownego zorganizowania swojej rzeczywistości na nowych zasadach.
Przykładów takich zmian możemy znaleźć bez liku. Od takich, które towarzyszom naszym naturalnym poszukiwaniom swojego miejsca na ziemi, po takie, które dotyczą bolesnych wydarzeń losowych.
Do pierwszych z nich należą: wyjazd z domu rodzinnego na studia (zanim dojdziemy do stanu aklimatyzacji w nowym miejscu), zakończenie szkoły i konieczność podjęcia pracy (zanim stanie się ona naszą codzienną rutyną) itp. Drugie to niespodziewane zmiany, które wiążą się z zawodowymi perturbacjami. Np. utrata pracy i konieczność ponownej odpowiedzi sobie na pytanie, kim jestem i co chciałbym robić w dalszym życiu.
Do wstrząsów szczególnie sprzyjającym powstawaniu resentymentów można zaliczyć też poważniejsze życiowe kryzysy. Zwłaszcza te związane z więziami z bliskimi ludźmi. Np. zawody miłosne związane z rozpadem związku czy też kryzysy małżeńskie wynikające z rutyny, która okazuje się daleka od wcześniejszych wyobrażeń i młodzieńczych nadziei.
Podobny charakter mają też kryzysy życia zakonnego czy kapłańskiego. Kiedy okazuje się, że szara codzienność daleka jest od wytęsknionych i wyśnionych ideałów.
Wreszcie kryzys może wynikać także ze śmierci bliskiej osoby, która nagle pozostawia wielką wyrwę w naszym życiu. Zmusza do zmierzenia się z samotnością i odnalezienia nowego sensu.
Wszystkie te traumatyczne sytuacje łączy wspólny mianownik. Trudno w nich otwierać się na nową rzeczywistość, a łatwiej próbować zatrzymać czas i nieustannie wracać do przeszłości. Z czym wiąże się albo niebezpieczeństwo życia pozornego, mającego charakter tylko biernej wegetacji, albo – w skrajnych warunkach – wręcz odmowy uczestnictwa w realnym życiu.
Pascha – droga do przejścia
Powrót do życia po jakiejś realnej lub subiektywnie przeżywanej stracie (bo taki charakter ma nieraz pożegnanie się z iluzją o swojej wielkości) wymaga przejścia przez wspomniane etapy drogi paschalnej.
Co ciekawe wszystkie te fazy musieli przejść również sami uczniowie Jezusa, aby móc naprawdę przyjąć nowe życie. Zacząć zgodnie z testamentem Mistrza budować nową rzeczywistość Kościoła. W końcu dla nich tragiczna śmierć Jezusa była wielkim wstrząsem. Musieli mieć więc czas na odpowiednie przepracowanie przeżytej traumy.
Musieli przy tym ominąć wszystkie mielizny i niebezpieczeństwa związane z osunięciem się w bierność i pozorne życie. Mogli przecież pozostać na etapie ckliwych wspomnień o „starych dobrych czasach”, kiedy jeszcze żył z nimi Jezus. Z pewnością byli kuszeni do poprzestawania na jałowych dywagacjach „co by było gdyby”.
Jeśli jednak zatrzymaliby się na tym etapie, z pewnością dziś nikt by już nie pamiętał niewielkiej żydowskiej sekty. Tej, której założyciel uzurpował sobie rolę mesjasza, ale został zabity. Tak zakończyłby się ten „drobny epizod historyczny”.
Nazwij swoją stratę
W przypadku uczniów Jezusa pascha a raczej jej pierwszy etap łączył się z uznaniem śmierci Jezusa.
Dla nich był to fakt oczywisty. Jako świadkowie pojmania uczestniczyli w nadciągającym dramacie. Nie wszystkim jednak wystarczyło odwagi, aby podążyć za Mistrzem aż na Golgotę.
Piotr szedł za nim do czasu zdemaskowania go przez służącą. Tylko Jan pozostał przy Jezusie do końca wraz z Maryją i Marią Magdaleną. Ich świadectwo o zgonie Jezusa z pewnością było wiarygodne dla wszystkich uczniów. Nikt nie poddawał w wątpliwość w ich czasach tego faktu.
Jakie odniesienie do nas i naszego życia może mieć ta tajemnica? W sensie teologicznym śmierć Jezusa jest oczywiście ofiarą za nasze grzechy i odkupieniem nas spod władzy Prawa.
Natomiast w kontekście zarysowanej wyżej psychologicznej dynamiki wydarzenie to rzuca światło również na nasze doświadczenie obumierania.
Nieraz w przypadku doświadczenia jakieś życiowej straty próbujemy nie przyjąć jej do wiadomości. Usiłujemy łudzić się, że może jest ona tylko chwilowa. A nasze życie zaraz wróci w dawne koleiny.
Najbardziej jest to widoczne w przypadku zawiedzionych nadziei. Kiedy to, o czym marzyliśmy i co wydawało się w zasięgu naszych możliwości, okazuje się nieosiągalne. Łatwiej wtedy podsycać złudzenia, że nasza porażka jest tylko chwilowa, niż uznać śmierć złudzeń i zacząć żyć już bez nich.
Warunkiem pójścia dalej jest uznanie prawdy o stracie. I tego, że w naszej obecnej sytuacji jest ona definitywna. Od tego może zacząć się nasza osobista pascha.
Inaczej grozi nam niebezpieczeństwo, że zaczniemy wszystkie nasze siły inwestować w pielęgnowanie pozornego życia. Stracimy wtedy z oczu realne perspektywy dalszego rozwoju. A zamkniemy się na życie, które mimo straty może być jeszcze naszym udziałem.
Przyjmij nowe życie
Pascha na drugim etapie w przypadku Jezusa i Jego uczniów wiąże się z doświadczeniem zmartwychwstania.
Jezus zwycięża śmierć. Trzeciego dnia zmartwychwstaje. Wprawdzie zapowiedział to wcześniej, ale uczniowie początkowo mają wielką trudność w uznaniu tego faktu.
Nic w tym dziwnego. Nawet pierwsze ewangeliczne opisy tego wydarzenia bardziej mają charakter opisu „procesu poszlakowego” niż jakiegoś jednoznacznego naukowego dowodu.
Najpierw mamy więc informację o tajemniczym zniknięciu ciała Jezusa. A przecież różnie można było to interpretować.
Potem wieść o zmartwychwstaniu przynoszą apostołom kobiety. W tamtych czasach – delikatnie mówiąc – nie były one powszechnie uznawane za wiarygodne źródło informacji. Do tego stopnia, że nie mogły zeznawać w sądzie jako świadkowie.
Następnie do pustego grobu biegną Piotr i Jan. Jednak tylko „uczeń, którego Jezus miłował”, po odnalezieniu płócien i chusty „ujrzał i uwierzył”.
Pascha na tym etapie stanowi zatem próbę wiary. Dopiero po niej Jezus ukazuje się apostołom, ale nie wszystkim. I znowu możemy śledzić zmagania Tomasza, który czuł się boleśnie pominięty.
Wszystkie te wydarzenia aż nadto wydatnie ukazują nam, jak trudno w obliczu traumy odejścia bliskiej osoby uwierzyć w dalszą, choć ukrytą, ciągłość jej i swojego życia.
„Życie zmienia się, ale się nie kończy”. Nie trudno wierzyć w prawdziwość tej sentencji, kiedy dla nas ma ona charakter czystej teorii. Trudniej, kiedy sami musimy przebijać się do wiary w to, że jest ona prawdziwa także w sytuacji naszej żałoby.
Jezus zwyciężył śmierć i ten fakt może rzucić światło także na nasze doświadczenia.
Każda nasza życiowa strata ma coś ze śmierci. Wszyscy tkwimy w nieustannym procesie obumierania i przemijania. To nasza codzienna pascha. Musi się ona wiązać ze stopniową utratą młodości, sił fizycznych, urody, sprawności.
Nie znaczy to, że nie mamy dbać o zdrowie. Niemniej obsesyjna walka o wieczną młodość musi skończyć się porażką.
Prędzej czy później trzeba przyjąć do wiadomości, że żadne kosmetyki, diety czy ćwiczenia nie są w stanie definitywnie odwrócić upływu czasu. Z wiekiem zawężeniu ulegają też nasze możliwości rozwoju i zdobywania coraz to nowych zawodowych terytoriów.
I oczywiście można kreować się na młodzieniaszka, który całe życie ma przed sobą. Jednak z upływem lat taka poza musi okazać się groteskowa.
Jedyna szansa dla na to uznać, że na tej jednej utracie życie się nie kończy. Oprócz niej istnieją bowiem też pozytywne strony naszej sytuacji. Są nimi pewna stabilizacja, życiowe doświadczenie, okrzepnięcie w zdobytych zawodowych umiejętnościach…
Możemy zatem albo oglądać się wstecz za tym, co minęło, albo patrzyć z nadzieją w przyszłość. Próbować przyjąć nowe życie, jakie w nowych warunkach jest przed nami. Oto nasza pascha.
Ucz się żyć nowym życiem
Trzeci etap w przypadku apostołów trwał aż czterdzieści dni. Wiele Jezusowych zjawień było potrzebne.
Dzięki nim apostołowie z jednej strony mogli uznać w pełni fakt zmartwychwstania. Z drugiej mieli czas na odrzucenie pokusy żywienia płonnej nadziei, że Jego zwycięstwo nad śmiercią oznacza automatycznie również ich zwycięstwo. Że pozostaje im już tylko „odcinanie kuponów”. Dzielenie stanowisk w nowo założonym królestwie Bożym.
Pascha to nie jest jednak droga na skróty. Uczniowie potrzebują czasu, aby to zrozumieć. Bo zmartwychwstanie Jezusa dla nich jest zaledwie zapowiedzią możliwości ich zwycięstwa. Jeśli pójdą za Mistrzem i wejdą w plan, który On im przygotował.
Łączy się to z zaakceptowaniem nowej formy obecności Jezusa wśród nich. Nie jest bowiem już tak, że Mistrz na co dzień będzie im towarzyszył. Jadał z nimi i na bieżąco rozwieje wszystkie ich wątpliwości i dylematy.
Po zmartwychwstaniu Jezus pojawia się tylko okazjonalnie. I to w takiej postaci, że nieraz nawet niełatwo Go rozpoznać.
Tak jest w przypadku pierwszego spotkania z Marią Magdaleną. W przypadku Kleofasa, który wraz z drugim uczniem spotkał Go w drodze do Emaus. Nawet Piotr miał w pierwszej chwili wątpliwości kogo właściwie spotyka nad Morze Tyberiadzkim…
Tylko Jan ze swoją niezwykłą duchową intuicją potrafi na widok Jezusa od razu wykrzyknąć: „To jest Pan!”.
Pascha uczniów trwa czterdzieści dni. Potrzebują tego czasu, aby okrzepnąć w wierze. Uwierzyć, że zmartwychwstanie naprawdę się dokonało. A teraz oni muszą ponieść dalej orędzie o zbawieniu, jakie dokonało się w Jezusie.
W odniesieniu do naszego życia pascha na tym etapie wymaga, aby po uznaniu rzeczywistej straty przyjąć do wiadomości, że nasze życie może toczyć się dalej.
Wiąże się z tym codzienne mozolne wychodzenie ku nowemu. Tylko konkretne zaangażowanie może pomóc nam opanować pragnienie życia tylko przeszłością. Może zwrócić nas ku przyszłości.
Musimy na nowo zacząć organizować sobie życie po stracie. Tylko wtedy będziemy bowiem potrafili na powrót twórczo zadomowić się w nowej rzeczywistości.
Pozwól odejść dawnej formie życia
Kluczowy w tym procesie jest etap czwarty, którym dla uczniów było wniebowstąpienie Jezusa.
Jego okazjonalna obecność wśród nich po zmartwychwstaniu, choć ważna i potrzebna, ciągle mogła zawracać ich do dawnego sposobu funkcjonowania. Mogła podsycać płonną nadzieję, że Mistrz na nowo ich zjednoczy i osobiście poprowadzi do zwycięstwa.
Wniebowstąpienie zmusza ich jednak do definitywnego pożegnania się z tą mrzonką. A aniołowie w tej scenie nieprzypadkowo strofują ich, by nie poprzestawali na patrzeniu w niebo. Dalsza pascha wymaga bowiem, aby zeszli z góry i oczekiwali na przyjście nowego Pocieszyciela w ich codzienności.
W naszym doświadczeniu etap ten oznacza definitywne porzucenie myśli, że będziemy w stanie wskrzesić przebrzmiałą przeszłość i żyć jak dawniej.
Trzeba zaakceptować, że aby na nowo odnaleźć radość życia, musimy otworzyć się na przyszłość. Wiąże się to z kolei z dokładaniem wszelkich starań, aby zacząć funkcjonować na nowy sposób.
Nie oznacza to całkowitego zerwania z przeszłością. Idzie raczej o twórcze rozwinięcie posiadanego dziedzictwa już na własną odpowiedzialność. Pascha łączy się tu z koniecznością rewizji życia i nową formą zaangażowania.
Przyjmij ducha nowego życia
Ostatni etap tego procesu stanowi zesłanie Ducha Świętego.
Jezus wielokrotnie mówił, że pożyteczne jest jego odejście. Tylko wtedy będzie bowiem możliwe posłanie Pocieszyciela.
Uczniowie po przejściu czterech etapów drogi paschalnej, byli niemal gotowi do podjęcia Jezusowej misji. Brakowało im tylko jednego: mocy z wysoka, która przełamie ich lęk. Sprawi, że odważnie zaczną podejmować nowe życie w nowym duchu.
Opis Pięćdziesiątnicy w piękny sposób obrazuje tę ich ostateczną przemianę.
Obserwując dzieje pierwotnego Kościoła, widać, że apostołowie stają przed wieloma problemami i decyzjami, które wymagały zupełnie nowego podejścia.
Nie wystarczyło nawet powrócenie do nauczania Mistrza. On sam działał bowiem niemal wyłącznie w obrębie terytorialnym i kulturowym narodu izraelskiego. Gdyby apostołowie pozostali tylko na tym poziomie funkcjonowania, chrześcijaństwo nie potrafiłoby nawiązać dialogu kulturowego z całym basenem Morza Śródziemnego. Wymagało to działania w nowym duchu. Potrzebna była nowa wizja. Taka, która z jednej strony nie zaprzeczy otrzymanemu depozytowi wiary. Z drugiej twórczo go rozwinie, zaadaptuje do nowych społecznych i kulturowych wyzwań.
Również w naszym przypadku Pięćdziesiątnica jest szansą na podjęcie nowego życia w nowym duchu. Jest ukoronowaniem procesu, poprzez który nasza wcześniejsza strata okazuje się niejako błogosławiona. Otwiera nas bowiem na zupełnie nową wrażliwość i nowy rozwój.
I w naszym przypadku nie chodzi o przekreślenie naszego dziedzictwa czy powierzchowne zaprzeczanie stracie. Potrzeba jednak takiego oparcia się na przeszłości, by móc w sposób twórczy i nowatorski odpowiadać na potrzeby współczesności. Zatem nasza pascha również musi zawierać syntezę starego i nowego.
Kenoza – przez śmierć do życia
Wszystkim nam grozi zamknięcie się w dobrze znanych schematach i formach postępowania. Wtedy jednak zaczynamy tracić kontakt z rzeczywistością i przestajemy odpowiadać na jej bieżące potrzeby.
Innym niebezpieczeństwem bywa na tym etapie próba życia duchem nowinkarstwa i całkowitego zerwania z dziedzictwem.
„Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze zostanie tylko samo, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity” – nauczał Jezus (J 12, 24). Słowa te wskazują na to, że obumieranie, kenoza jest ściśle związana z owocowaniem. Nasza pascha musi zawierać oba te elementy.
Z tą duchową dynamiką, z tym pulsowaniem wielokrotnie możemy spotkać się w naszym życiu.
Ważne byśmy nie poprzestawali na którymś z poszczególnych etapów przemiany, ale byśmy szli do końca zgodnie z zarysowaną wyżej dynamiką. A wtedy pascha – przejście od śmierci do nowego życia stanie się i naszym udziałem.
(fot. cs.)
„Głos Ojca Pio”, 74/2/2012