Odejścia i powroty to pewnego rodzaju codzienność w każdym związku. To oscylacja między bliskością i pewnym oddaleniem. W styczniowym numerze “Głosu Ojca Pio” można przeczytać mój artykuł na ten temat.
Tekst zaczyna się następująco:
“Małżeństwo jest instytucją. Nie oznacza to jednak, że jest jakimś monolitem, który nie podlega żadnym zmianom w czasie. Małżeństwo jest także procesem, który zawiera w sobie zarówno odejścia i powroty. Dobrze przeżyte powodują coraz większe wzajemne porozumienie i prowadzą do duchowego i osobowego rozwoju dwojga osób.
Metafizyka miłości małżeńskiej
Kiedy dwoje ludzi zakochuje się w sobie, nieraz mówi się o nich, że „mają się ku sobie”. To potoczne określenie skrywa tajemnicę niezwykłego przyciągania, swoistej grawitacji. Sprawia ona, że dwoje ludzi zaczyna krążyć mentalnie i realnie wokół siebie i swoich wspólnych spraw.
Tak zaczyna się budowanie więzi. A u podstaw tego dynamizmu jest z jednej strony pragnienie, aby dzielić z kimś swoje życie, a z drugiej nadzieja, że mogę uczynić właśnie z konkretną osobą płci przeciwnej.
Wzajemność jest tu bardzo istotna, bo dopiero przychylność z drugiej strony stanowi weryfikację wspomnianych pragnień i nadziei.
Ks. Karol Wojtyła pierwszy krok ku miłości oblubieńczej określał miłością upodobnia. Bez wzajemności nie może się ona jednak należycie rozwijać, bo pozostanie jedynie na etapie platonicznych, samotnych cichych westchnień i tęsknot.
Dopiero możliwość realizacji w jakimś zakresie miłości pożądania i życzliwości sprawia, że możemy mówić o faktycznym związku. Pierwszą można streścić w wyznaniu: jesteś dobrem dla mnie. Drugą: pragnę być dobrem dla ciebie.
Miłość pożądania można utożsamić z greckim pojęciem erosa, które oznacza poszukiwanie w drugiej osobie spełnienia własnych potrzeb i pragnień. Miłość życzliwości jest z kolei bliższa miłości agape, która szuka szczęścia drugiej osoby i jest gotowa do ofiary. Potrafi bowiem pragnienia ukochanego/ukochanej spełnić nawet kosztem samego/samej siebie. Zakłada to umiejętność rozeznania, kiedy lepsze dla związku jest odroczenie własnych gratyfikacji, bo w danym momencie to osoba kochana jest bardziej potrzebująca ode mnie. Czystość i przejrzystość wzajemnych odniesień jest tu probierzem tego, czy potrafię wyrzec się własnej przyjemności, dopóki nasz związek nie osiągnie pułapu miłości oblubieńczej, z którą zawiązana jest publiczna przysięga ustanawiająca związek sakramentalny”.
Całość w “Głosie Ojca Pio”, nr 1, styczeń-luty/2019.
Numer można zamówić tutaj.