Kryzys w rodzinie nie jest sprawą rzadką. Rodzina to system naczyń połączonych. Nieraz słabość jednego ogniwa prowadzi do zaburzenia działania innego a przez to do dezintegracji całego systemu.
Świetnie oddaje to film Mike’a Leigh z 2002 roku „Wszystko albo nic”. Sportretowane jest w nim kilka rodzin z jednego blokowiska na obrzeżach Londynu.
Znamiona kryzysu
W pierwszej części filmu każda scena opowiada o zawiedzionych nadziejach bohaterów. Rezygnacji, samotności czy też o rozpaczliwej próbie zwrócenia na siebie uwagi.
Niby nic się nie dzieje. Bo przecież większość z nich chodzi do pracy, wraca do domu, zajmuje się rozmaitymi rzeczami, a jednak każdy dialog z bliskimi podszyty jest skrywaną agresją. Nagromadzenie drobnych z pozoru nieporozumień odsłania prawdę o tym, że każdy żyje w swoim świecie. A za zaistniałą sytuację wini innych. Każdy czuje się ofiarą ich działania. Nie widzi jednak swojego zaniechania rozmowy z bliskimi o tym, co ich boli. A to właśnie powoduje, że wszystkimi relacjami zaczynają rządzić skrywane frustracje. One nadają ich życiu dojmujący ton beznadziei.
Dopiero jeszcze głębszy kryzys w rodzinie, czyli zagrożenie życia jednego z członków rodziny przecina ten destrukcyjny schemat. Ojciec potrafi wtedy wreszcie zadać fundamentalne pytanie swojej kobiecie: „Czy ty mnie jeszcze kochasz?” A ona totalnie zaskoczona dziwi się, bo przecież wydawałoby się, że wobec nagłej choroby dziecka mają teraz dużo ważniejsze sprawy na głowie…
Remedium
Okazuje się jednak, że nie ma ważniejszych spraw od ich miłości! Nawet dla dorosłych już dzieci. Świadczy o tym choćby fakt, że córka w napięciu podsłuchuje rozmowę rodziców. A i syn następnego dnia potrafi dostrzec nowe oznaki ich czułości wobec siebie. To diametralnie zmienia sytuację całej rodziny.
Spotkanie w szpitalnej sali w ostatniej scenie filmu pokazuje, jak dialog rodziców potrafił rozładować latami skrywane pretensje i uruchomić ożywczy potencjał zmiany.
Ich twarze teraz są inne, bardziej spokojne. A w oczach pojawiają się radosne iskierki. Momentami potrafią nawet żartować i wtedy szpitalną salę wypełniają salwy śmiechu, których latami nie słyszano w ich domu.
Film nie jest nowy, ale warto po niego sięgnąć. Mike Leigh jest bowiem mistrzem opowiadania takich historii. „Wszystko albo nic” to kolejna odsłona jego filmowego kunsztu.
Zachęcam też do obejrzenia innych jego filmów, takich, jak: „Sekrety i kłamstwa” albo „Współlokatorki”. W każdym zawarta jest głęboka wiedza psychologiczna i prawda o tym, że budowanie relacji wymaga szczerej rozmowy. A wycofywanie się i udawanie, że wszystko jest o.k., kiedy nie jest, prowadzi do pogłębiania kryzysu, który prędzej czy później musi wybuchnąć.