Cezary Sękalski
Czym jest alkoholizm? Czym różni się od zwykłego pijaństwa i dlaczego nazywa się go chorobą? Czy można pokonać uzależnienie i gdzie szukać pomocy? Oto pytania, na które postaram się udzielić przynajmniej częściowej odpowiedzi.
(fot. cs)
Kilka lat temu wziąłem udział w uroczystym spotkaniu klasowym, które zostało zorganizowane z okazji dwudziestej rocznicy zdania matury. Odbywało się ono w restauracji. Oprócz sutej kolacji, nie obyło się też bez okolicznościowego toastu.
Bezalkoholowy toast
Kiedy unieśliśmy kieliszki, moją uwagę przykuło zachowanie kolegi, który do ust podnosił… szklankę z oranżadą. Był to dla mnie widok o tyle miły, że Krzysiu (tak mu dajmy na imię) w przeszłości znany był z tego, że „za kołnierz nie wylewał”… A teraz wydawał się taki dojrzały i porządny.
„Wszyscy z czasem dojrzewamy” – pomyślałem sobie. Ci, którzy byli bardziej na bieżąco, poinformowali mnie jednak dyskretnie, że Krzysiu jest po rozwodzie. A jego obecna abstynencja wymuszona jest wieloletnią chorobą alkoholową…
W tym momencie przed oczami stanęła mi licealna młodość, jeszcze sprzed mojego nawrócenia. Kiedy to w naszym miasteczku „pójście na piwo” wydawało się jedną z bardziej atrakcyjnych i popularnych rozrywek.
Krzysiu uchodził wtedy za wspaniałego kompana do zabawy. Dowcipnym i błyskotliwym. A po alkoholu jego umiejętności towarzyskie wzrastały. Potem krążyły prawdziwe legendy o tym, co znowu wymyślił, jaki żart wykręcił…
Jak Wielki Gatsby…
Pamiętny był dla mnie klasowy sylwester, który zorganizowała jedna z koleżanek, rok po maturze. Każdy z nas mógł podzielić się z innymi swoimi nowymi osiągnięciami. Jedni studiowali, inni rozpoczęli naukę w szkołach policealnych.
Krzysiu promieniował radością, bo dostał się na porządną uczelnię techniczną, tak jak chciał. A raczej jak chciał jego tata, który marzył o synu inżynierze.
Chodziły jednak słuchy, że początek studenckiego życia w jego wydaniu był nieco zbyt rozrywkowy. Trafił bowiem na kolegów, którzy bardziej chętni byli do wspólnej zabawy niż do nauki.
Kiedy o północy mieliśmy wznieść tradycyjny toast szampanem, Krzysiu – ku mojemu zdziwieniu – nagle odstawił swój kieliszek. Spytałem, o co chodzi. Odpowiedział, że na wzór głównego bohatera filmu „Wielki Gatsby” postanowił zainicjować swoją życiową przemianę. Chciał wprowadzić zasady, których odtąd będzie się trzymać z żelazną konsekwencją. Uznał, że od Nowego Roku picie alkoholu zostawia tylko na wyjątkowe okazje.
Znowu zdziwiła mnie ta decyzja. Sylwester wydawał mi się właśnie taką szczególną okazją. A jakimż zagrożeniem – tak mi się wtedy wydawało – mógł być dla dorosłego przecież człowieka jeden niewinny kieliszek szampana?
Pod koniec zabawy okazało się jednak, że Krzysiu nie wytrwał w swoim postanowieniu. Kiedy nad ranem wszyscy wychodzili do domu – bardziej zmęczeni niż nietrzeźwi – on zasnął w którymś z pokoi. A jego sen nie był wymuszony wyłącznie wyczerpaniem…
Potem historia ta była powtarzana jako kolejna dobra anegdota, kolejny zabawny wybryk naszego kolegi „zgrywusa”.
Teraz, kiedy wspominam tamto wydarzenie, trudno mi się uwolnić od natrętnej myśli. To, co wydawało się nam takie śmieszne, w rzeczywistości było rozpaczliwą próbą naszego kolegi, aby wyrwać się ze szponów rodzącego się uzależnienia.
Równia pochyła
Później z fachowej literatury dowiedziałem się, że na pewnym etapie alkoholizm przejawia się właśnie w taki sposób. Kiedy dana osoba zaczyna przeczuwać, że jej zakrapiane spotkania towarzyskie odbywają się nazbyt często i właściwie nie potrafi im powiedzieć „nie”, człowiek podejmuje wtedy nieraz próbę odstawienia alkoholu, na przykład na kilka miesięcy. A gdy mu się powiedzie, utwierdza się w przekonaniu, że nie jest z nim jeszcze tak źle. I – w swoim mniemaniu – może wrócić do kontrolowanego picia.
W przypadku Krzysia nawet taka próba się nie powiodła… A my rozbawieni tym faktem nie mieliśmy świadomości, że nasz kolega z klasy znalazł się na równi pochyłej…
Czym jest alkoholizm?
Choroba alkoholowa jest czymś więcej niż zwykłym pijaństwem. Choć to drugie – przy dodatkowo sprzyjających warunkach – może być prostą drogą do uzależnienia. Warto zatem przyjrzeć się temu, co odróżnia te rzeczywistości. Może nam to bowiem pomóc zdiagnozować, kiedy korzystanie z alkoholu staje się śmiertelnie niebezpieczne.
Alkoholizm nie rodzi się od razu. Jest wynikiem kilku sprzężonych ze sobą czynników.
Po pierwsze – im wcześniejsza inicjacja alkoholowa, tym większa predyspozycja do uzależnienia się. Młody człowiek jest bowiem z definicji niedojrzały. A walka o jego przyszłość wymaga dużej mobilizacji i aktywności. Kiedy jednak brakuje wiary w siebie, alkohol może być formą ucieczki od życia w miejsce konfrontacji z nim.
Młodzież jest także bardzo podatna na wpływy grup rówieśniczych. Jeśli zabraknie poczucia własnej wartości i oparcia w rodzinie, picie może być formą zasługiwania na akceptację ze strony rówieśników.
Po drugie – bardzo ryzykownym zachowaniem jest sięganie po alkohol nie tyle w sytuacji oczywistych okazji towarzyskich (choć ich nadmiar też może być alarmujący), ale po to, aby złagodzić skutki stresu. Jest to bowiem prosta droga do emocjonalnego uzależnienia się od trunku oraz do uruchomienia psychologicznego błędnego koła, którego zatrzymanie nie jest łatwe bez fachowej pomocy.
Walka ze stresem za pomocą alkoholu szybko utrwala taki niedojrzały odruch. Sprawia przy tym, że gdy tylko odczuwa się dyskomfort, człowiek próbuje sobie pomóc jakimś drinkiem. Prowadzi to do stopniowej utraty kontroli nad sobą i piciem. To z kolei owocuje zaniżonym poczuciem własnej wartości oraz dodatkowym stresem, który znowu domaga się uśmierzenia trunkiem. Rusza błędne koło, które rozpędza alkoholizm.
Utrata kontroli
Nieraz ludzie zaczynają pić z powodu permanentnego stresu spowodowanego na przykład długotrwałym bezrobociem albo – paradoksalnie – wczesną emeryturą. Czasem takie osoby nie mają pomysłu na swoje życie i zamiast znaleźć sobie nowe cele, wolą szukać okazji do picia z kolegami.
Oprócz uzależnienia czysto psychologicznego, w następnej fazie nadużywanie alkoholu prowadzi do zniewolenia na poziomie chemicznym i fizjologicznym.
Systematyczne zatrucia alkoholowe skutkują bowiem stępieniem reakcji organizmu. Stąd z czasem, aby osiągnąć ten sam fizjologiczny efekt upojenia, trzeba zwiększać dawkę.
Prowadzi to do utraty kontroli nad ilością spożywanego alkoholu. A to owocuje powtarzającymi się przypadkami picia aż do utraty przytomności. Objawem tej fazy choroby jest również coraz boleśniejszy proces trzeźwienia. A także powracający głód alkoholowy, który ujawnia się już nie tylko na poziomie psychologicznym, ale i fizjologicznym. Alkoholizm pokazuje wtedy coraz bardziej dramatyczne oblicze.
Syndrom współuzależnienia
Ukazany mechanizm rodzenia się alkoholizmu dla osoby pijącej nie jest wcale od razu oczywisty. Dodatkowym jej symptomem jest bowiem wybitna zdolność alkoholika do samooszukiwania się.
„Piję bo lubię”. Tak często osoba uzależniona uzasadnia swoje notoryczne nadużywanie alkoholu. „Gdybym chciał, w każdej chwili mógłbym zrezygnować z picia”. Takie charakterystyczne zapewnienie też często można usłyszeć z ust osoby pijącej.
Zwykle potrzeba sporo czasu. Nieraz nie obejdzie się nawet bez upadku na samo dno, aby alkoholik uświadomił sobie, że już dawno utracił kontrolę nad piciem i potrzebuje pomocy. Dopiero taka świadomość może skłonić go do poszukiwania jakiegoś wyjścia z nałogu, bo alkoholizm staje się jawny.
W ten krąg samooszukiwania się bardzo często wciągani są też najbliżsi. Oni na ogół pierwsi wyrażają niepokój o nazbyt częste sięganie po alkohol przez męża, ojca czy syna. A dziś coraz częściej także przez kobiety, bo od kilkudziesięciu lat i w tej dziedzinie zaczynamy mieć niechlubne parytety…
Niestety, alkoholicy potrafią doskonale manipulować otoczeniem. W ten sposób próbują jak najskuteczniej przerzucać na innych negatywne konsekwencje własnych czynów.
Nieraz to właśnie najbliższa rodzina i przyjaciele usprawiedliwiają spowodowane pijaństwem nieobecności w pracy. Spłacają długi. Ciągłe picie wymaga bowiem sporych środków, a własne kiedyś się kończą… Czasem nawet organizują alibi, kiedy alkoholikowi grozi odpowiedzialność karna za jakiś czyn zabroniony.
Ta źle pojęta lojalność powoduje, że alkoholik czuje się bezkarny. Może nadal utwierdzać się w przekonaniu, że jeszcze nie jest z nim tak źle. Z drugiej zaś strony wprowadza rodzinę w sytuację permanentnego życia w kłamstwie. Musi ona bowiem wydatkować ogromną energię na to, aby nie wydało się, że ktoś z rodziny pije. W ten sposób alkoholizm wciąga nie tylko osobę pijącą, ale całą jego najbliższą rodzinę.
W ten sposób rodzi się syndrom współuzależnienia, który chorym czyni cały rodzinny system. Nałóg jednej osoby sprawia, że toksyczne zaczynają być wszystkie bliskie relacje wokół niej.
Pokonać lęk
Współuzależnienie nie musi objawiać się od razu nadużywaniem alkoholu przez kolejnych członków rodziny. Chociaż to też nie jest przypadkiem rzadkim. Z pewnością jednak powoduje ono osłabienie psychiczne bliskich osoby uzależnionej. Większą ich podatność na wszelkiego rodzaju zranienia.
Kiedy żona i dzieci zaczynają żyć w nieustannym lęku o to, w jakim stanie tata wróci z pracy, ten długotrwały stres nie pozostanie bez wpływu na dzielność życiową dzieci. Ich odnajdowanie się w dorosłym życiu.
Mówiąc wprost – rodziny alkoholików nieraz też potrzebują profesjonalnej terapii. Nie bez powodu psychologowie mówią o syndromie DDA (Dorosłych Dzieci Alkoholików), który obejmuje zespół bardzo charakterystycznych objawów psychologicznych.
Drogi wyjścia
Jak większość chorób alkoholizm posiada również swoje drogi uzdrowienia. Jednak ze względu na swoją złożoność, powrót do zdrowia wymaga działania kompleksowego. Oprócz osoby uzależnionej winna włączyć się w nie cała rodzina. Wymaga to sporej kompetencji. Stąd warto z jednej strony szukać profesjonalnej pomocy terapeutycznej, a z drugiej środowiska, które mogłoby wspomóc dążenie do trzeźwości.
Grupy AA i Al-Anon
Od kilkudziesięciu lat w Polsce działają grupy Anonimowych Alkoholików. Stanowią one wsparcie dla osób uzależnionych w drodze do wyjścia z alkoholizmu. Istnieją też grupy Al-Anon, gromadzące rodziny alkoholików, które pragną pozbyć się skutków swojego współuzależnienia. Wypracowana w tych grupach pomoc opiera się na tzw. dwunastu krokach. Każdy z tych etapów domaga się zarówno coraz lepszego zdiagnozowania swojej choroby, jak również uczenia się nowych, zdrowych nawyków reagowania.
Pierwszy krok rozpoczyna się od stanięcia w prawdzie i przyznania się do swojej bezsilności wobec spustoszenia, jakie przynosi alkoholizm. A także od stanięcia w prawdzie, że przestało się kierować własnym życiem. Dopiero od tego może zacząć się droga do wolności.
Kolejne kroki z jednej strony prowadzą do otwierania się na pomoc Siły Wyższej, z drugiej – do systematycznej pracy nad sobą. Zmierza ona do suwania tych braków charakteru i mechanizmów psychologicznych, które zwiększają podatność człowieka na uzależnienie.
Przypadek Daphne K.
Piękne świadectwo skuteczności takiej terapii można znaleźć w książce „12 kroków z Jezusem” autorstwa Angielki, Daphne K. Opisuje ona problem alkoholowy męża, który rzutował na relacje w całej jej rodzinie, jak również własne zmaganie się ze współuzależnieniem metodą dwunastu kroków.
Na kartach książki znajdziemy omówienie każdego kroku terapii, osobiste notatki, a nawet fragmenty pamiętników, które świetnie ilustrują jej codzienną walkę. Autorka sięga przy tym aż do własnego dzieciństwa i pokazuje, jak pewne zranienia z domu rodzinnego początkowo czyniły ją bezradną wobec alkoholizmu męża.
Daphne K. pisze: „Ludzie mogą przyjść na spotkanie dwunastu kroków po prostu tacy, jacy są, bez spełniania żadnych warunków wstępnych. Mogą doświadczyć akceptacji i miłości grupy. Od tej chwili mogą odkrywać troskę i miłość Boga przez osobiste doświadczenie. […] Uświadomienie sobie, że Bóg przede wszystkim nas kocha, ma bardzo przemieniający skutek. Jeśli mogło ono przemienić morderczego Szawła w Apostoła Pawła, to absolutnie nie dziwi fakt, że potrafi ono umożliwić alkoholikowi, żeby stał się trzeźwy, narkomanowi, żeby stał się czysty, a wszystkim współuzależnionym, żeby zaakceptowali i przestali odrzucać samych siebie” (s. 397).
„Apostolstwo Chorych”, nr 8, sierpień 2013, s. 4-9.